Dochodzę do wniosku, że z dietą, odżywianiem ogólnie, jest jak z samonapędzającym się kołem. Im lepiej/gorzej nam wychodzi, tym bardziej/mniej jesteśmy zmotywowani do dalszego działania. W zeszłym roku, gdy moje obżarstwo sięgało zenitu, po prostu jadłam non stop, na zasadzie - i tak już jestem gruba. A teraz, gdy na serio widzę, że zeszczuplałam, tym bardziej jestem zachęcona do kontynuowania danego sposobu odżywiania. Bo czuję, że wyglądam o wiele lepiej, więc jakoś tak dopasowuję jedzenie do wyglądu (do super laski nie pasuje jakieś przetworzone ciastko ;p ). Jestem szczuplejsza, więc bardziej chce mi się dbać o to, jak wyglądam, więc wyglądam lepiej, więc chcę to zachować poprzez lepsze jedzenie.
Ale z drugiej strony też - stałam się wielką wyznawczynią zasady zdrowego umiaru. Kiedyś nie jadłam a to mięsa, a to mleka, a to węglowodanów - i nie kończyło się to dobrze. Teraz mówię sobie, że mogę jeść wszystko, jeśli naprawdę będę chciała. Jedzenie nie ucieknie. I koniec końców zazwyczaj wybieram zdrowsze opcje.
No, ale odpukać, bo na razie jeszcze nie osiągnęłam swojego celu ;)
LittleWhite
20 listopada 2014, 02:20Coś w tym jest :) Dzisiaj podczas zakupów zauważyłam nową princessę (taką mini malutką) a kiedyś, na samym początku gdy były one nowe na rynku były o wiele smaczniejsze, mimo wszystko odłożyłam nawet takie maleństwo. Pierwsza myśl była taka "może i spróbuje, jest mała - ale też cofnie mnie w działaniach, nawet jeśli mało to szkoda mi tego co osiągnęłam". Samonapędzające się koło naprawdę działa !
Grubaska.Aneta
12 listopada 2014, 14:12I takie podejście do sprawy bardzo mi się podoba:!)
PaniKaKa
12 listopada 2014, 13:29Zgadzam się w 100% z tym samonapędzającym się kołem ;)
WildBlackberry
12 listopada 2014, 10:52Prawda. Kiedy człowiek widzi efekty, od razu bardziej mu się chce