No to wracam z czarnej dziury imprez, w piątek było najgrubiej, tyle dobrego że miałam trochę wysiłku fizycznego z pewnym Szwedem (w weekend miałam zakwasy jak po siłowni).
Zdecydowanie odrzucam fajki, mieszanie alko, i nachosy. Bo w sumie podczas samej imprezy nie zjadłam za dużo (może i niestety, alkohol nie uderzyłby mi tak do głowy ;p), ale na następny dzień rano, sprzątając, zjadłam resztki poimprezowe, a było ich dość sporo. Więc nie będę komentować piątku i soboty, ale wczoraj już było spoko. Tyle że znów miałam wychodne, spotkałam się z jednym Holendrem mieszkającym całe życie w Bxl, było całkiem ok, no ale zdecydowanie zbyt IT geek.
wczoraj:
omlet z dwóch jajek z łyżeczką dżemu i bananem
kawałek piernika (upiekłam w piątek)
smażona cielęcina, ziemniaki, groszek z marchewką, sałata (niedzielny obiadek <3 )
pół kinder-niespodzianki.
1 kromka pumpernikla z hummusem, ogórkiem i plastrem szynki parmeńskiej, parę pomidorków,
1/2 litra cydru.
I byłam wczoraj na basenie. A, i nie wiem czy to jeszcze odwodnienie poalkoholowe or what, ale pomimo tych nachosów mam spadek 200g :)