No to wracam do ogarniania się. W gruncie rzeczy nie było takiej rozpusty jakiej się obawiałam, ale już z własnej inicjatywy dokonałam sabotażu i zjadłam wczoraj opakowanie chleba, z masłem :/ (wiem wiem, so silly, głupio mi to pisać, no ale wolę uzewnętrznić tą głupotę)
w czwartek kolacja była spoko, 2 kromki chleba razowego z masłem i ogórkiem i do tego opiekany śledź w zalewie octowej. Potem tylko jedno piwo na mieście.
W piątek jedzenie do popołudnia takie jak w poprzednich dniach, tyle że zamiast z tuńczykiem sałatka była z krewetkami. Za to później wciągnęłam bagietę z pastą z tuńczyka, prawie 1/2 pół litra z colą zero i pół paczki nachosów.
W sobotę zaczęłam od kromki chleba z masłem i ogórkiem i kawałka ciastka. Potem jabłko, burger z jagnięciną (najlepszy w Amsterdamie, więc uważam, że to nie tak źle jak na obiad), cappuccino z cukierkiem nugatowym, 1/2 tarty kupnej z szynką i porem, 2 piwa małe, pół loda wodnego.
W niedzielę: bułka z ziarnami posmarowana tahini z bananem, duże ciastko z nadzieniem z marcepanu (wiem wiem :/), jabłko, sałatka z krewetkami, no i to opakowanie chleba, posmarowanego masłem, do tego szklanka soku pomarańczowego.
No dobra, nie wygląda to dobrze. Ale serio, bywało gorzej. Najbardziej żałuję tego głupiego chleba. Złe też jest to, że to ja w sumie namawiałam koleżankę na słodkie w niedzielę, ona chciała samą kawę (było to w knajpie).
Dzisiaj:
- kasza jaglana z jabłkiem, 2 łyżkami jogurtu greckiego, odrobiną mleka orzechowego
- 4 morele, kawa z mlekiem 0%
- kotlet warzywny, kasza jaglana, sałatka
- 100g jogurtu sojowego z bananem i brzoskwinią
- kawa z mlekiem orzechowym
będzie cukinia w sosie pomidorowym (i może z marchwią), bo czuję się ciągle pod wpływem tych wszystkich węgli z pieczywa.
ruch: w ciągu weekendu przechodziłyśmy miliony kilometrów, dzisiaj 25 min na rowerze i będzie Jillian godzinna.
cytat na ten tydzień: "Consistency works because while continually starting has a short time momentum, it doesn't build anything. Doing the same thing every day eventually snowballs into tremendous progress because it doesn't stop".
Jak myślę o swojej przeszłości, to widzę, że moje codzienne ćwiczenie po pół godziny, albo umiarkowane odżywianie się, które wg. mnie nie dawały żadnych efektów, tak naprawdę pozwalały mi zachować przez długi czas dobrą sylwetkę. Tak samo gdy zaczęłam ćwiczyć bardziej intensywnie, mam wrażenie, że porzuciłam to zbyt szybko, bo byłam na naprawdę dobrej drodze. I na odwrót, mówiłam sobie, że to, że się objem słodyczami, albo że pozwolę sobie na bardziej śmieciowe jedzenie, to nie sprawi, że przytyję nagle o 10kg. Nagle może nie, ale długoterminowo - właśnie tak się stało.