Dziś dzień bez żadnych treningów czyli jak mówią sportowcy, dzień regeneracyjny. Trzeba słuchać swego ciała a ono mówi: daj odpocząć. Od poniedziałku truchtałem i pływałem codziennie. Nazbierało się 2h45min joggingu i 3h30min pływania czyli średnio 1,5h aktywności na dzień, zadowalająco. Dieta trzymana, liczona.
Zaproszeń się nazbierało. Na sobotę mam zaproszenie na dwie imprezy:
1) 50siątka u rodziny czyli po polsku: wódka, 4 rodzaje mięsa w panierce i głębokim tłuszczu, 5 rodzajów sałatek pływających w majonezie, 8 rodzajów cista im więcej kremu tym lepiej. Jak ktoś nie pije i je roślinnie to zostają ogórki a i jeszcze usłyszy żeby zagryski nie wyjadał bo do wódki nie będzie. No raj dla nie pijącego jarosza. Na szczęście udało mi się z tego pod wymyślonymi powodami wymiksować.
2) Zaległe spotkanie u przyjaciela z okazji jego 40stki: dużo gatunkowych alkoholi, prawdopodobnie pizza własnej roboty, zakąski typu tatar z kaparami. No tu już nie jest tak łatwo się wymiksować. No ale tu panuje pełna tolerancja, nie chcesz to nie jedz i nikt słowa nie powie. Gorzej będzie przyjacielowi wytłumaczyć że nie wypiję z nim rumu za trzy stówki . Zawsze mógł na mnie liczyć . Wiedziałem że takie dni w końcu nadejdą.
Twardym, stanowczym, asertywnym i konsekwentnym postanowiłem być.
W sobotę będzie trochę czasu na różne aktywności.
A na niedzielę rano, jak wszyscy będą zdychać na kaca, zorganizuję znowu jakąś ustawkę na leśne truchtanko.