Jak waga stanie, to nie chce ruszyć. Ostatnie 68,3 zmieniło się na 68,4 i ani ruszy... A jak nic nie idzie, to motywacja spada i zaczynają się grzeszki. U mnie nie grzeszki a grzechy. A w zasadzie jeden.
Ostatnio moja siostra (która swoją drogą jest chuda i zawsze była, a zjeść też lubi) poleciła mi nowe smaki pizzy Guseppe. No to kupiłam jeden i miał czekać na specjalną okazję. Nie doczekał, bo stwierdziłam dzisiaj, że jedna pizza to ok 940 kcal. Jak rozłożę ją na śniadanie i na obiad, to jeszcze spokojnie zapas kaloryczny będę miała. No i tak zrobiłam a teraz żałuję... Niby pizza kaloryczna, ale mi jakoś szybko głód po niej przychodzi :( I żałuję, że się skusiłam, bo już zjadłam na śniadanie i na obiad, jest godzina 15 a mi czegoś brakuje i opieram się silnie, żeby nie zajrzeć do lodówki :/ Przy następnej ochocie na kupno pizzy muszę zajrzeć do tego wpisu, żeby się powstrzymać... No i w dodatku wcale taka super nie była. No ale jak już była to oczywiście zjeść musiałam, jak na mnie przystało :(
Jutro mam w planach basen, o ile będę mogła ruszyć ręką czy nogą, bo po ostatnim jeszcze czuję mięśnie. Jako, że postanowiłam sobie zwiększać co wizytę dystans o dwie długości, to plan na jutro: 44. Zobaczymy jak pójdzie.
Ogólnie mam dzisiaj jakiś słabszy dzień. Zmęczona i znudzona jestem. Od prawie 10 miesięcy na macierzyńskim i jakaś mnie niemoc łapie. Nie mam pomysłu na spędzenie dnia. Na zabawę z dzieckiem. Każdy dzień taki sam, nic się nie zmienia... Smutno mi :(