No i kolejny dzień :-)
Obudziłam się z przekonaniem, że wszystko zmierza ku lepszemu.
Z trwogą wchodziłam na wagę, bo jakby nie patrzeć to kiedyś waga stanie, kiedyś przestanie spadać z dnia na dzień...tego najbardziej się obawiam.
Wydaje mi się, że zjadam tyle ile trzeba a czasem nawet więcej:-)
Wczoraj już nie pisałam ale jak wychodzę na spacer w dość niskich temp, to boli mnie jakby szczęka w zawiasie...jeżdżę z wiatrem we włosach w sezonie, ( gdyby nie kask) i kiedyś to miejsce najwyraźniej przeziębiłam. ( szczękę)
Wczoraj opatulona szalikiem tuptałam zerkając na oblodzone chodniki, by się czasami nie wyłożyć jak długa ku uciesze innych ludków :-)
Najlepsze jest to, że jak naciągam szalik na usta i tę część głowy, to parują mi szkła, jak parują i jest mroźno to oczywiście lekko ścina tę parę :-)
ha ha więc chodzę trochę jakby po omacku czasem :-) Coś wymyślę :-)
Spadek jest....ale przecież wiadomo, że to nie sadło
szaanti
23 stycznia 2014, 22:43Margotka lata diet skłoniły mnie do przejścia na dietę złożoną z kilku diet, a właściwie zdrowo jem a dorzucam głównie produkty o średnim i niskim łg :-) Jak znajdę czas to napisze co jadamy z synem :-)
Margot90
23 stycznia 2014, 22:39Kiedyś zacznie to sadełko spadać, tylko nie można się poddawać :) najważniejsze to cieszyć się najmniejszym spadkiem, ale moja uwaga taka, że lepiej by Ci było mierzyć się tak co dwa tygodnie. Ważne jest również to, że masz jakiś ruch - dodatkowo to to, że jest tak zimno na dworze, a Ty chodzisz ;) A jak z jedzeniem? Bo nie widzę co Ty tam sobie jesz? Ja nie jestem żadnym ekspertem, ale jak coś zawsze mogę postarać się coś doradzić ;)
szaanti
23 stycznia 2014, 13:16Aniu pewnie tak ale dotąd raczej nie dotrwałam do etapu spalenia sadełka :-) Teraz ma być inaczej :-)