No i przyszedł ten dzień, kiedy po miesiącu od zmiany stylu życia, należy sprawdzić co się pozmieniało. Nie mogłam się doczekać soboty, na wagę nie wchodziłam od tygodnia.
1 miesiąc | Start | Dzisiaj | |
waga | 70 | 68 | -2 kg |
talia | 79 | 74 | - 5 cm |
brzuch | 90 | 84 | - 6 cm |
biodra | 106 | 103 | - 3 cm |
udo | 66 | 63 | - 3 cm |
łydka | 37 | 36 | - 1 cm |
I co myślicie?
Osobiście jestem bardzo zadowolna z centymetrów, waga też spadała regularnie, więc nic, tylko się cieszyć i trzymać dalej.
Mam taki plan, żeby za miesiąc, przy kolejnym mierzeniu zrobić zdjęcie porównawcze (z wagi 70kg i tej, którą wtedy osiągnę).
Ta pogoda tak bardzo zniechęca :/ Chcę biegać na zewnątrz, ale jakoś cięzko się zmotywować, na taką pogodę. Deszcze jeszcze przeboleję, ale jak wieje taki zimny wiatr, to po prostu mnie odrzuca, więc biegam na bieżni. Nie przepadam za bieżnią głównie dlatego, że odpuszczam sobie - biegam wolniej niż w terenie. No, ale co zrobić? Tak więc wczoraj poszłam na siłownię zaraz po pracy, w planach miałam 40 min biegu i trening obwodowy, ale niestety - kolano na bieżni zbuntowało się i po 17 minutach musiałam odpuścić, bo nawet marsz nie był komfortowy, przeszłam więc na orbitrek, na którym spędziłam 30 minut, a moje kolano przestało boleć całkowicie. Z ulgą poszłam do sali ze sztangą i hantlami, żeby zrobić swój trening obwodowy. Na koniec 5 min rollowania i voila. Dzień zaliczony pozytywnie.
Jak wyszłam z siłowni, przechodziłam obok budki z frytkami belgijskimi...ten zapach - nie mogłam się wyzbyć frytek z głowy, a wiedziałam, że mam ziemniaczki w zamrażarce. Przygotowując kolację włączyłam piekarnik z zamiarem popełnienia frytkowego przestępstwa, jednak kiedy tylko zjadłam trochę kanapki z pastą z cukini stwierdziłam, że te frytki do szczęścia potrzebne mi nie są :) Tak więc - pierwsza pokusa pokonana.
Na od poniedziałku mam przygotowany dwutygodniowy plan treningowy, jednak nie wiem jeszcze czy uda mi się go zrealizować i czy nie będę czasem musiała zastąpić biegania innym cardio ze względu na kolano :( Zobaczę jak to będzie do poniedziałku. Jeśli mam być szczera to bardzo szkoda mi biegania, nie tylko dlatego, że świetnie spala kalorie, ale też dlatego, że bardzo to lubię - to taki reset głowy, nawet na bieżni. Jednak jeśli mus to mus.
Dzisiaj siłownia zaliczona, 5,70km przebiegnięte, plus trochę marszu, więc łącznie na bieżni 45 minut, 6,20 km i 510 kcal spalonych. Kolano miało się dobrze. Na dzisiaj mam jeszcze zaplanowany ok.40 minutowy spacer i ćwiczenia na brzuch. A właśnie! Po siłowni wstąpiłam do Lidla, i byłam zaskoczona (nie chodzę tam za często) jakie fajne herbatki mają w swojej ofercie. Zaopatrzyłam się w herbatkę imbirową i bukiet ziół - jestem maniaczką ziół :) Imbirową z limonką właśnie piję i jest pyszna.
Dzisiaj w menu:
pomarańcza przed ćwiczeniami
na śniadanie: jajko z pomidorem i kromką pieczywa
na obiad: makaron z szynką i pomidorami
podwiczorek: gotowana cukinia z jogurtem
kolacja: kasza z warzywami
Łącznie: 1500 kcal + 300 (mój grzech po treningu - baton z orzechów nerkowca z miodem) czyli = 1800 kcal
Miłej soboty :)
diuna84
2 czerwca 2017, 13:43ładnie ;)