Rok temu była sobie dziewczyna, która uwielbiała ćwiczyć. Była na kursie żeby zostać instruktorką jogi, o godzinie 6 przed pracą chodziła na siłownię i przebiegała kilka ładnych kilometrów, dbała o dietę, była weganką, miała świetną figurę i świetne samopoczucie. Aż do czerwca, kiedy poznała chłopaka. Zaczęło się życie na walizkach (związek na odległość), zaczęły się wspólne kolacje, weekendy w łóżku z jedzeniem i serialami… i zniknęła motywacja do ćwiczeń, zniknęła fajna figura i kondycja, przybyło 8kg.
Historia jest w stu procentach prawdziwa i opisuje jak udało mi się przytyć bez wysiłku. Żeby jednak było sprawiedliwie wraz ze mną przytył mój chłopak. Opanowanie przyszło w lutym, kiedy spodnie „nagle’ zrobiły się dużo bardziej ciasne niż jeszcze chwilę temu. I tak przez dwa miesiące na zmianę chudłam i tyłam 1/2 kilogramy. Nic zdrowego, ani dla ciała, ani dla umysłu, bo psychicznie zaczęłam czuć się coraz gorzej. Przyszedł koniec maja, przyszedł kwiecień i przyszły poważne zmiany. Zrozumiałam, że moja pogarszające się samopoczucie ma ogromny związek z tym co jem, z tym czy ćwiczę czy nie. Wcześniej, na diecie wegańskiej, nigdy nie miałam problemu z wczesnym wstawaniem, zmęczeniem czy nawet ogólnym znudzeniem! Teraz nagle zrobiłam się marudna, bez życia, leniwa. Jasne, miałam wiele zrywów „powrotu”, ale moje podejście było złe, pełne wrogości do siebie i ciała, nie idące w parze z tym co lubię robić, a kierowane zasadą „żeby być piękną trzeba cierpieć”, więc nudziłam się na bieżni w siłowni (chociaż lubię bieganie samo w sobie), robiłam ćwiczenia, które nie przynosiły żadnego zadowolenia, bo były nudne. Tak więc zastanowiłam się, a raczej przeglądnęłam swoje nawyki z okresu, kiedy byłam w formie. To co zauważyłam, to to, że miałam inny cel i inne podejście. Wcześniej nie chciałam świetnie wyglądać, a świetnie się czuć, nie miałam celu typu sześciopak na brzuchu, a mimo to miałam ładnie zarysowane mięśnie „bez wysiłku”, ćwiczyłam co lubiłam, jadłam zdrowo, bo dzięki temu dobrze się czułam. Tak więc postanowiłam zrewidować swoje cele i to jest mój pierwszy krok.
Zdałam sobie też sprawę z tego, na co szczególnie muszę uważać, co sprawia, że mój plan się wali. Oto te punkty:
1. W diecie są dwa punkty dnia, które skłaniają mnie do zawalenia diety. Przede wszystkim najbardziej głodna jestem przed południem. Bez względu na to co zjem na śniadanie, po godzinie potrafię być głodna, dlatego rano, przekąskę jem 2 godziny po śniadaniu, a po kolejnych dwóch godzinach lunch. Od lunchu wytrzymuję spokojnie do godziny 16, kiedy to jem drobną przekąskę, przed kolacją.
2. Uwielbiam wszystkie chleby, bułki, drożdżówki i czuję, że nie mam umiaru, więc po prostu przestaję wchodzić do piekarni.
3. Wcześniej, kiedy miałam plan ćwiczeń i np. miałam ochotę na jogę zamiast np. biegania, mówiłam sobie, że joga to nie ćwiczenia, a w efekcie nie robiłam ani tego ani tego, bo nie potrafię się do czegoś zmuszać. Teraz wiem, że skoro czuję, że potrzebuję jogi, to będę ćwiczyła jogę, bo widocznie tego właśnie potrzebuję.
4. Brak ruchu, kiedy spotykam się z chłopakiem. Jesteśmy stęsknieni, więc wolimy zostać w domu i w efekcie cały weekend spędzamy bez ruchu. Koniec z tym.
5. Ciągłe myślenie o odchudzaniu. Kiedy jestem na diecie to ciągle myślę co i za ile zjem, ile ma kalorii itd. To obsesyjne myślenie męczy i sprawia, że pogarsza mi się humor, więc po prostu muszę mniej skupiać się na diecie.
6. Szaleństwo weekendu – czyli trzymam dietę cały tydzień a w weekend hamulce puszczają i cały wysiłek idzie w....
7. Złe podejście do jedzenia. Uwielbiam jeść i jedzenie traktowałam bardziej jak hobby i rozrywkę niż to, czym naprawdę jest – a jedzenie jest po prostu niezbędne do życia, chociaż może sprawiać przyjemność.
Barbie_girl
27 kwietnia 2017, 13:16tez przytylam jak weszlam w zaiwzek filmy w lozku lody chrupki itd skad ja to znam :):) Trzymam za Ciebie kciuki !!: )
sylwiab7
27 kwietnia 2017, 13:16Kiedyś się z tego śmiałam, że co ma związek do wagi - zmieniłam zdanie ;)
Magda_lena1
27 kwietnia 2017, 13:48Ja po ślubie miałam dokładnie tak samo, pizza , piwko itp itd a dupa rośnie :)
sylwiab7
27 kwietnia 2017, 13:49Trzeba facetów zmotywować do ruchu, bo prawda jest taka, ze i na nich widać zmiany. :)
Barbie_girl
27 kwietnia 2017, 13:57wiesz moj to narzeka ze mu brzuch urosl ale na silownie go namowic to nie chcociaz jest ze mna zapisany on tylko idzie na basen hahah
sylwiab7
27 kwietnia 2017, 14:30Mój się zaoferował, że będzie jadł wg mojego planu diety, czyli to co ugotuję, jak już przeprowadzi się tutaj - ale siłwonia? No way. Może spróbuj sportów grupowych, jakiś gier, przynajmniej to podziałało na mojego.
Magda_lena1
27 kwietnia 2017, 13:10Trzymam kciuki ! :)
sylwiab7
27 kwietnia 2017, 13:16Dzięki :)