tak różowo, nastąpiła porażka. Precyzyjnie zaplanowana i wprowadzona. Nigdy nie jem słodyczy. Jestem raczej golonkowa i piwno buraczana, a tu trzeba było gdzieś wyjść. Przyjechała jak co roku kuzynka z Austrii. I popłynęłam :) Przed rozpoczęciem konsumpcji upewniwszy się, że jakby co to wezwą karetkę. Wiem, nie ma się czym chwalić, ale ja jestem osobą raczej zdecydowaną i konsekwentną, jeśli już się zawezmę. No to i porażka była spektakularna. Szkoda, że nie pstryknęłam fotki. Wcisnęłam słuszny kawałek tortu bezowego i deser lodowy o nazwie czekoladowe szaleństwo, popijając to kawą już bez cukru na szczęście. Nie pamiętam kiedy było mi tak słabo ;) :D
I dlaczego mnie to tak bawi, zamiast martwić ?
Jutro jest kolejny dzień,. Słodyczy nie tknę do Świąt. :)
teologg
29 lipca 2015, 06:43raz się zdarzyło i ma prawo się zdarzyć. teraz już będziesz grzeczna i wszystko wróci do normy :-)
Uwieziona77
28 lipca 2015, 21:38Jak szaleć to szaleć ;) bardzo dobrze, że pozytywne nastawienie do tego też jest :) Nie ma czego żałować było, minęło, jutro nowy dzień no i oby do świąt ;)