Do końca roku do 50 kg na pewno nie dojdę, ale coś się dzieje. Mała motywacja i wielkie pocieszenie.
Dziś moja waga pokazała mi
55,1
Radość nieziemska.
Szczerze powiedziawszy myślałam, że będzie coś w granicach nawet 56 kg, no ale to mi się bardziej podoba.
i oby tak dalej, bo przede mną niedziela i mnóstwo pokus.
Ale myślę, że tragedii nie będzie.
Tak dla jasności znowu zaczęłam przygodę z moimi eliksirami i może jednak to działa.
Rano zawsze jem małe co nieco, zwykle jest to jajko na twardo tak, żeby na głodnego z domu nie wychodzić, w pracy ryżowa kromeczka czasem dwie z chudą wędlinką, serkiem lub czymś lekkim, obiad - to co mąż ugotuje (w wersji pomniejszonej) lub to co przygotuję dzień wcześniej, kolacja, zwykle coś lekkiego i małego. Tak jakoś ostatnio nie mam zasad co do spożywanych pokarmów. Ale jak pracuję na drugą zmianę to zawsze zabieram eliksir lub pojemniczek jakiejś sałatki.
Najważniejsze, że coś się dzieje.
Także z głową podniesioną zmieniam dziś mój pasek, moje szanowne vitalijki na:
55,1
Pa Pa
malinkapoziomka
13 grudnia 2012, 15:02Mnie też się do 50 do końca roku zejść nie uda, ale powolutku do Wielkiejnocy to już napewno. I nawet nie tyle mi już o wagę idzie co o cm w udach i tyłku, bo to moja prawdziwa zmora. Cieszę się z Tobą i pamiętaj, że te powoli zrzucone kilosy to nie wracają jako jojo. :-)
Veleno
13 grudnia 2012, 10:58Super... :)))))
MartaJarek
13 grudnia 2012, 10:31gratulacje :)