Vitalijki,
po raz kolejny tutaj. Było kilka (kilkanaście?) pamietników pod innymi loginami. Brakuje mi samozaparcia. A tak mi tego brakuje. Tak mnie to boli... że nie umiem, że nie mam tyle siły w sobie.
Dzisiejsza niedziela była przełomowa. Wysłuchałam kilku inspirujących wykładów (dostępne na youtube), które otworzyły mi oczy.
Tysiącom ludzi udaje się schudnąć, więc jeśli im się udaje to dlaczego mnie nie może? Dlaczego ja nie zasługuje na to co najlepsze w życiu? Przecież mnie jak i każdemu to się należy. Jestem jedyna i wyjątkowa, to dlaczego to marnuje na zamartwianie się?
Kiedyś byłam inna, wesoła, pełna energii do życia i idąca przez świat ze słowami "niemożliwe nie istnieje". A teraz? zeżarła mnie rutyna i dorosłe życie. A może ja sobie odpuściłam życie? I tego właśnie nie chce. Mam dość życia- wegetacji, chcę żyć pełnią życia, mieć nad nim kontrolę i cieszyć się że jest ono właśnie takie.
Co jest dobre w moim życiu?
Mam chłopaka, który skoczyłby za mnie w ogień. Któremu ufam bardziej niż sobie i który akceptuje mnie i wspiera w każdej sytuacji.
Mam studia które mnie interesują, na bardzo dobrej technicznej uczelni której dyplom da mi pracę.
Mam pracę dzięki której jestem samowystarczalna, i nie muszę brać pieniędzy na "zachcianki" od rodziców
Mam kochanego kota, który mi ufa, którym muszę i chce się opiekować
Jestem względnie zdrowa, choruję na zespół policystycznych jajników ale z tym da się żyć. Jestem sprawna, mam dwie ręce i dwie nogi.
Żyję jak chcę, nikt mi nie dyktuje co i jak mam robić
Mam dom rodzinny do którego zawsze mogę wracać. Nie daje mi on oparcia, ale jest odskocznią od pędzącego miasta.
Więc dlaczego cholera jest mi źle? Czemu to wszystko mnie męczy? Czemu mi się nie chce?
Boję się o swoje zdrowie, z moją aktualną wagą i policystycznymi jajnikami grozi mi cukrzyca. Nie mogę wyjść bez zadyszki na 4 piętro, gdzie pracuje. Wchodzę spocona i zdyszana. A mam 22 lata!
Znam zasady zdrowego odżywiania. Co więcej- stosuje je. Ale gubi mnie podjadanie slodyczy przede wszystkim... a to nudów, a to ze stresu, a to bo niedziela i coś słodkiego by się zjadło... Czasami sobie z tym radzę, ale tylko czasami.
Chcę mieć pełną kontrolę nad swoim życiem, wiedzieć że mogę sobie zaufać, że potrafię osiągnąć cel. Wtedy będę silna.
Znalazłam w internecie pamiętnik dziewczyny która sama, bez sztabu dietetyków i trenerów schudła 50 kg! Jak ona mogła, to ja też. Potęgą jest nasz umysł i myślenie.
Nie zakładam że schudnę w tydzień, zakładam że to proces długofalowy. Kilkunastu lat zaniedbań nie da się od tak wymazać.
Będę stosowała dietę 1200kcal.
Menu na jutro:
śniadanie:
1/2 kostki twarogu chudego 124 kcal
1 łyżka dżemu wysokosłodzonego 51 kcal
1/2 szklanki mleka 1,5% 60 kcal
woda
II śniadanie:
2 duże jabłka 140 kcal
obiad:
kotlety rybne 300 kcal
sałatka z buraków 45 kcal
podwieczorek:
gazpacho porcja 142 kcal
2 kromki pieczywa chrupkiego 69 kcal
kolacja:
jajecznica z jednego jajka z gotowanym kurczakiem 170 kcal
SUMA 1101 kcal
Też tak chcę wyglądać!