Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zawody biegowe - z drugiej strony stolika cz. 3


Mieliśmy w przerwach między nadciągającymi falami biegaczy napełniać kolejne kubki, ale przerw nie ma, wciąż ktoś biegnie. Wreszcie zapasy kurczą się niebezpiecznie i zarządzam, że dwóch ma skupić się na nalewaniu, a trzech pozostałych musi sobie radzić z podawaniem. To kulminacyjny moment, 20 parę minut od startu w 5-minutowym oknie czasowym przez półmetek przetacza się 50% biegaczy, w szczycie ponad 60 osób na minutę (kto się uczył statystyki i pamięta, co to jest rozkład normalny, ten wie ocb). Kwiat polskiego harcerstwa miota się między skrajem ulicy i stolikiem i w panice rzuca łaciną, a ja miotam się razem z nimi. Trwa dramatyczna walka, nalewam już oburącz, a i tak w końcu mamy KOLEJKĘ! Tak, ludzie STOJĄ w kolejce po wodę zamiast biec! Przez 10 sekund tylko tak było, ale jednak wniosek jest taki, że na te 10 sekund trzeba mieć jeszcze drugi stolik z większym zapasem napełnionych kubków. Potem w ciągu kilku minut się uspokaja i z jednym harcerzem idziemy pozbierać z pobocza wyrzucone kubki, a reszta daje radę bez nas.

Po ok. 45 minutach mija nas ostatnia zawodniczka, pilotowana przez radiowóz, odblokowujący jednocześnie ruch pojazdów. Zwijamy majdan i z prędkością 9 min/km jedziemy w ogonku za radiowozem do miasta. Na obwodnicy odbijamy w lewo i dojeżdżamy do miejskiego parku na metę od drugiej strony (tam nie ma blokady ruchu). Oczywiście na finisz się spóźniliśmy, co się działo wiem z relacji. Wygrał Kenijczyk, poprawiając życiówkę o pół minuty. Ukrainiec miał tylko dwie sekundy straty i prawie dogonił zwycięzcę, ale gdy ten zorientował się, że traci przewagę, dał jeszcze gładko radę przyspieszyć i było pozamiatane, mimo że życiówkę na dychę Ukrainiec miał lepszą. Pierwszy Polak tuż za podium, za to nasze Panie wywalczyły miejsca pierwsze i drugie. Pozostała dwójka Kenijczyków nieco niżej.

To jeszcze nie koniec imprezy. Na głównej hali sportowej pokaz tańca i gra orkiestra. Dostaję darmowy posiłek i szukam sobie zajęcia, ale już nic dla mnie nie ma. Szukamy rzeczy jednej z zawodniczek, które nie wiadomo jak zginęły z depozytu. Przykra sprawa, robi się istny pożar w burdelu, wszyscy się miotają, stresują, dzwonią, odtwarzają przebieg zdarzeń… bez skutku. 

Wreszcie dekoracja. Mój kumpel odpowiada za nagłośnienie, ale choć zna się na tym nieźle, akustyka sali i nasz spiker są do bani i słuchać tylko dudnienie. Dekoracja trwa chyba z pół godziny – poza kategoriami wiekowymi są jeszcze dodatkowe. Na końcu losowanie nagród dodatkowych, na które prawie nikt nie czekał, więc pierwszy obecny szczęśliwiec zbiera brawa głośniejsze niż zwycięzca biegu :D

Potem sprzątanie. To już tylko chwila i bez stresu. Na końcu dyrektorka zaprasza nas do swojego gabinetu na poczęstunek. Po ośmiu godzinach na nogach siadamy w 15 osób upchnięci jak śledzie w małym pokoju przy zastawionym stole. Jest wesoło, ekipa zgrana, śmiejemy się. Nie chce mi się wychodzić, ale w końcu muszę. Czas wracać do domu, a nieopodal przy autostradzie czekają umówieni pasażerowie. Za rok wrócę tu jako zawodnik.

I tak to wygląda od kuchni. Fajne doświadczenie spróbować tego od drugiej strony i mniejsza o to, że przypłaciłem to przeziębieniem. Chyba od teraz będę miał więcej wyrozumiałości dla drobnych niedociągnięć organizacyjnych.

  • VikiMorgan

    VikiMorgan

    29 października 2014, 16:25

    Glutaminke lyknij

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.