Dalszą historię opowiem w skrócie, choć była naprawdę długa i wolałbym o niej zapomnieć. Zanim mogłem przejść z łóżka do toalety bez kul, minął tydzień, a zanim całkiem je pożegnałem, kilka tygodni. Potem rehabilitacja, liczne badania diagnostyczne i kontrolne, wydatki, ogrom straconego czasu i wreszcie diagnoza: konflikt udowo-panewkowy. Okazało się, że to co się stało, wisiało nade mną od początku… Było tylko kwestią czasu, jak ten miecz Damoklesa opadnie w dół. Budowa mojego stawu biodrowego sprawiała, że przy większym zakresie ruchu, niespotykanym w normalnym życiu, ale spotykanym na zbiegu w dół wydłużonym krokiem na dużej prędkości, głowa kości udowej tarła o panewkę stawu, bo do niej nie pasowała. Ot taka anomalia anatomiczna – gdybym nie biegał, mógłbym dożyć późnej starości nawet o tym nie wiedząc. Niestety to oznaczało wyrok – nawet gdy za kilka miesięcy staw się w pełni zagoi, kości na zbiegach znów będą o siebie trzeć z wiadomym skutkiem. Dodatkowo, w drugim biodrze może być ten sam problem. Po rekonwalescencji mogłem co najwyżej sobie potruchtać, ale o szybszym biegu nie było mowy.
Nie mogłem się z tym pogodzić, po pierwsze dlatego, że nie wyobrażałem sobie innego tak skutecznego sposobu na schudnięcie, a po drugie dlatego, że naprawdę pokochałem bieganie. Przekopałem internet i dowiedziałem się, że taki konflikt można naprawić operacyjnie, wykonując frezowanie kości tak, aby do siebie pasowały. Operacja płatna, bo w NFZ musiałbym czekać latami… na szczęście miałem rezerwę finansową. Znów badania, czekanie na termin, operacja, kule, rehabilitacja i powolny powrót do sportu. Na szczęście w pewnym momencie udało się włączyć rower, a jest to podobny rodzaj wysiłku. Drałowałem więc szosą po 50 km na pulsie 165+ i byłem prawie szczęśliwy.
Do biegania bardzo ostrożnie wróciłem w połowie września 2013 i od tamtego dnia do dziś udaje mi się omijać większe rafy. Bilans: stracony cały rok (nie całkiem, bo był rower) i wydatki, zamykające się pięciocyfrową kwotą. Ale strat na motywacji brak!
Dwa miesiące później w Biegu Niepodległości życiówkę z pamiętnego Biegnij Warszawo poprawiłem o całe 3 minuty.
Mirajanee
25 maja 2014, 18:49Życie nieraz płata nam figle. Mniejsze i większe. Sztuką jest się nie poddać i zdobyć to, czego się pragnie. Przykro mi, że musiałeś przejść przez taki ból, jednak myślę, że obecnie dzięki temu jeszcze bardziej doceniasz zdrowie i bieganie.
strach3
25 maja 2014, 21:21Nie inaczej. Jeśli czyta to ktoś, kto uważa że jestem już nudny, gdy z uporem maniaka ostrzegam przed kontuzjami - teraz wiecie dlaczego.
Mirajanee
25 maja 2014, 22:02Uważam, że jeśli ktoś z dobrej woli nam doradza i ostrzega przed czymś, to na pewno nie należy uważać owej osoby za nudną, tylko czerpać garściami cennych wskazówek :)