Tydzień później dowiedziałem się, że w końcu lipca odbędzie się Bieg Powstania Warszawskiego. Można było biec jedną lub dwie 5-kilometrowe pętle. Piątka nie była wyzwaniem (zakładając udział na dobiegnięcie, a nie na wynik), z kolei dycha wydawała się jeszcze dystansem z innego świata. Postanowiłem, że czas się sprawdzić i przypomnieć sobie po dziesięciu z górą latach, jakie to uczucie startować w zawodach sportowych innych niż brydż (ostatni raz był na studiach, przepłynąłem ok. 3-kilometrowy maraton pływacki). Zdecydowałem się pobiec piątkę na wynik.
Po kilku dniach w głowie zaczęła jednak kiełkować myśl: zostało jeszcze prawie trzy tygodnie, a tak znowu dużo do dyszki mi nie brakuje… może jednak spróbować? Raz kozie śmierć, pomyślałem i zapisałem się na dwie pętle. Na treningach zacząłem zwiększać przebiegany jednorazowo dystans pod zawody. Zajęło to raptem trzy treningi (dziś wiem, że to nie było mądre…). Dzień, w którym pierwszy raz przebiegłem 10 km bez zatrzymania, wtedy w lipcu 2012 roku, to drugi najważniejszy dzień w mojej „karierze” biegacza. W nagrodę, wiedząc już, że z tej drogi nie zawrócę, zamówiłem najbardziej wypasiony pulsometr z GPSem, który dobrze mi służy do dziś.
Biegu nie będę opisywał szczegółowo, może kiedyś przy okazji. Powiem tylko, że był wielkim przeżyciem, pamiętam do dziś wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, jakby to było wczoraj. Pierwszy medal, powieszony na szyi za metą, to trzeci kamień milowy mojej biegowej historii. Swoją pierwszą dychę pobiegłem po dwóch miesiącach biegania (nie licząc poprzednich lat) w czasie 1:07, co mimo krańcowego zmęczenia było wynikiem gorszym niż na treningach z uwagi na 30-stopniowy upał. Cieszyłem się jak dziecko, bo wiedziałem, że dałem z siebie wszystko (od tamtego dnia wiem, jakie mam HRmax).
Kolejnym etapem był półmaraton. Nie planowałem biec takiego dystansu, ale dowiedziałem się, że w ostatni weekend sierpnia 2012, w terminie planowanych odwiedzin u mojego ojca na Mazurach, dosłownie przed jego furtką przebiegać ma trasa biegu. Tak jak przy dyszce, wydawało się, że pozostały czas jest zbyt krótki, aby się przygotować do dystansu, który budził duży respekt. Na tamtą chwilę biegałem bowiem 12 km (z jednym epizodem 14.5 km), a do zawodów zostały dwa tygodnie. Wahałem się, ale z pomocą przyszedł mi przypadek. Biegając rano w lesie zabłądziłem i gdy z niego wybiegłem, okazało się, że jestem w sąsiedniej miejscowości. W nogach miałem już 15 km i zacząłem maszerować w kierunku domu, ale rzut oka na zegarek powiedział mi, że w tym tempie nie zdążę na cotygodniowe zebranie w pracy. Nie miałem wyboru, trzeba było podbiec. Pod drzwiami domu okazało się, że debiut półmaratoński mam już niechcący za sobą ;) A potem zostało to powtórzyć oficjalnie i odebrać drugi medal do kolekcji. Było ciężko, walczyłem z kolkami, ale ostrożne rozplanowanie sił przyniosło sukces, a dramatyczny wyścig z konkurentami na finiszu powinni pokazywać w telewizji! Tym razem szczęście było podwójne, bo na trasie spod furtki dopingowała mnie rodzina, a na mecie cała szczęśliwa i dumna czekała moja córka :)
maria83
23 maja 2014, 13:04Dziś przebiegłam pierwsze 15 km w 1.32 godziny. Skorzystam z rad I chyba zaczynam wierzyć że przebiegne polmaraton.
strach3
23 maja 2014, 13:53Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem - do tej pory najwięcej przebiegłaś 10.5 km, a dziś 15? To ryzykowne zwiększać dystans takimi skokami, weź teraz kilka dni sporo luźniejszych (bez biegania albo 5 km) aby nie kompensować mikrouszkodzeń. Dobrze radzę. Chyba, że źle zrozumiałem.
maria83
23 maja 2014, 13:04Dziś przebiegłam pierwsze 15 km w 1.32 godziny. Skorzystam z rad I chyba zaczynam wierzyć że przebiegnie polmaraton.
Mirajanee
23 maja 2014, 06:13Najbliższa okazja do otrzymania medalu za przebiegnięcie 10km będzie w mojej "mieścinie" 29 czerwca, mimo to wciąż się waham, czy podjąć to wyzwanie. Gratuluję sukcesów :) Z pewnością jest ogromna przepaść między lekkim, przyjemnym czytaniem Twoich poczynań a Twoją rzeczywistą walką podczas biegów, aż ciężko sobie wyobrazić. Miłego dnia :)
strach3
23 maja 2014, 10:40Oceń swoje możliwości w kontekście stanu zdrowia i spróbuj. Ale z tym samym zastrzeżeniem, które wpisałem niżej do Haszki - lepiej się w razie potrzeby zwolnić przygotowania i przełożyć start, niż się kontuzjować. Uwzględniajac to - co masz do stracenia? Do dzieła, naprawdę warto. Poza ym w bieganiu jak mało gdzie sprawdza się stara prawda, że droga może być celem :)
maria83
23 maja 2014, 00:25Kurcze może i ja tego kiedyś doświadczenie. Biegam od zeszłego roku ale zdarzają mi się zbyt długie przerwy. Obecnie robie 10.5 km w 1.06 godziny. Tez mi się marzy polmaraton.gratuluje!
strach3
23 maja 2014, 00:28Przejście z tego etapu do półmaratonu zajęło mi miesiąc, ale zalecałbym dwa lub więcej. Podstawa to systematyczność i stopniowe zwiększanie dystansu. Nie zawracaj z tej drogi i medal z półmaratonu masz jak w banku. Powodzenia :)
haszka.ostrova
23 maja 2014, 10:192 miesiące powiadasz? Hmm, mamy końcówkę maja, czerwiec, lipiec, sierpień... To chyba zmieniam plan treningowy i może we wrześniu przebiegnę swój pierwszy półmaraton... Muszę się nad tym poważnie zastanowić :)
strach3
23 maja 2014, 10:33Haszka, myślę że spokojnie możesz dać radę w tym czasie. Jednak warto pamiętać, że adaptacja do zwiększania dystansu jest indywidualna, więc rób swoje ale bez szaleństw. Trzymam kciuki, ale wolę żebyś w razie potrzeby opóźniła ten start, niż miała kontuzję. Powodzenia :)