Przed wyjściem nie zdążyłam zjeść śniadania ( niedobra ja), po odwiezieniu Pcheł do żłoba ( hurra...ospa za nami, skończyło się dwutygodniowe kiblowanie w domy) - panny były zachwycone powrotem do dzieci, zwłaszcza Tosia
wyskoczyłam do Biedry....na głodnego...a tam pachnące bułeczki i chlebek....koszmar....
Dałam radę, nie kupiłam nic niepotrzebnego, choć poza listą zakupową, udało mi się kupić kolejną fajną książkę "Broad Peak Niebo i Piekło" - czeka w kolejce do przecztania.
powrót z pracy, obiad, wizyta Babci, a mnie udało się dziś pokręcić na rowerku...
Menu, dziś bez fotek
Śn: sałatka z sałatą lodową, jajem, pomidorami, kukurydzą i pesto bazyliowym
II Śniadanie: kawa, deser kefirowy, dwa ciasteczka owsiane
Obiad : stek wołowy, ziemniaczki i surówka
Kolacja: leczo z kurczakiem