Witam serdecznie na początku drugiego tygodnia naszych zmagań ze zbędnymi kilogramami! :) Czy dzisiaj macie taki sam zapał jak 1 stycznia? Bo ja mam i oby tak do szczęśliwego sukcesu :)
Uprzejmie donoszę, że w dniu dzisiejszym jestem po pierwszym dniu cateringu dietetycznego. Moje menu prezentowało się następująco:
śniadanie: jogurt naturalny z musem jabłkowym i domową granolą
II śniadanie: sałatka z czerwonej kapusty, komosy ryżowej i sera bałkańskiego
obiad: marynowana w imbirze pierś indyka na plastrach cukinii, brązowy ryż, surówka z marchewki i ananasa
podwieczorek: cytrusy z rodzynkami
kolacja: tajska zupa pomidorowa z mleczkiem kokosowym i cieciorką
Moje pierwsze odczucie - mało. Mało. MAŁO. BARDZO MAŁO. O ile trzy główne posiłki przypominały wielkością dania oferowane w restauracjach na wynos, to przekąski były faktycznie przekąskami. Przyznam szczerze, że zastanawiałam się, czy aby na pewno cokolwiek poczuję podczas ich spożywania...
W trakcie dnia najadałam się posiłkami (śniadanie ledwo zjadłam), jednak ich objętość jakby była wycyrklowana na nasycenie żołądka na 3 godziny. Każda minuta ponad harmonogram była męczarnią. Ba, obiad zjadłam po 2,5 godzinach od II śniadania.
Podwieczorek to była masakra - nie dość ilość tragiczna (dwie cząstki pomarańczy, jedna cząstka grejfruta i garść rodzinek), to podanie było takie, że do pojemnika wrzucono tak jak ukrojono te cząstki wraz ze skórkami, a do tego rzucono samopas garść rodzynek. Ta się nie robi.
Na kolację czekałam jak na objawienie. Po 2 godzinach od podwieczorku było mi zimno, było mi słabo i byłam bardzo rozdrażniona. W efekcie, do przepysznej, rozgrzewającej tajskiej pomidorowej dołożyłam sobie resztkę ziemniaków z wczorajszego obiadu. Nie żałuję tej decyzji. Dzięki temu posiłkowi wróciła mi energia, dobry humor i zdecydowałam się zafundować sobie planową dawkę ćwiczeń, pomimo wcześniejszego niechcemisizmu i braku energii.
Mam nadzieję, że opisane wyżej przypadłości miną, gdy organizm przestawi się na właściwe tory. Uważam, że osobom, które dużo jadł dużo ciężej jest przestawić się na systematyczne, małe ilościowo jedzenie niż osobom, które w ciągu dnia nie jadały do wieczora a teraz musiałby wpychać w siebie śniadania. Jednak nigdy nie byłam po drugiej stronie barykady, więc moje rozważania w tym temacie są czysto teoretyczne :)
Mam nadzieję, że u Was też kolejny dzień pełen sukcesów :)
Powodzenia jutro :*
Freak.Monique
8 stycznia 2018, 22:04Menu ciekawe i wygląda na smaczne, objętości mogę się tylko domyślać ;) Jestem pewna, że się przyzwyczaisz, jak sama mówisz najtrudniejsze są 72 h. A jak mąż? Pisałaś, że jesteście razem na diecie. Daje radę?
smoczyca1987
9 stycznia 2018, 19:50Tak pisałam? O,O Na cateringu jestem tylko ja. Mąż jak to mąż - on ma zrywy, które przynoszą spektakularne efekty, które później systematycznie są odrabiane ;) Jemu wystarczy by zaczął się systematycznie ruszać i żadna dieta mu nie jest potrzeba :P
Freak.Monique
9 stycznia 2018, 22:31Rzeczywiście, sięgnęłam do wcześniejszych wpisów i pisałaś tylko o załamaniach w diecie, nie że jesteście na niejrazem. Dopowiedziałam sobie sama, jak to kobieta ;)
Magdzior1985
8 stycznia 2018, 21:01O ile z pewnoscia jest to menu duzo ciekawsze od jadlosisu przecietnego Kowalskiego, to uwazam ze malo jest w nim warzyw i stad ten niedosyt z twojej strony.
smoczyca1987
9 stycznia 2018, 19:48Starają się do każdego posiłku dać warzywa. Ale co to jest jeden ogórek, czy dwa liście sałaty? Dzisiaj dla odmiany miałam same warzywa w sałatce na kolację :)
Magdzior1985
9 stycznia 2018, 22:56Ano właśnie lisc sałaty czy tez dwa to wazy moze z 20 g. Jakbys zjadla 400g brokula, fasolki i cukinii to co innego, brzuszek bylby wypchany po brzegi :) ale poniekad mnie to nie dziwi w diecie pudelkowej (sama taka stosowalam kilka lat temu), warzywa/owoce sa drogie, z tego co widze stopniowo staja sie produktami dla ludzi zamoznych niestety. Mieszkam zagranica wiec oceniam z tej perspektywy.
BeYou86
8 stycznia 2018, 20:51Rzeczywiście "zimne" menu, osobiście byłabym na nim głodna;) Podobno lepiej w zimę jest rozgrzewające posiłki, wtedy organizm ma energię do życia. Buźki:*:)
smoczyca1987
9 stycznia 2018, 19:47Dwa z trzech posiłków były na ciepło. A ta zupka na kolację była na prawdę przepyszna i z dużą dawką imbiru :)
Alegzi
8 stycznia 2018, 20:49Jestem w 100% pewna, że organizm się w końcu przyzwyczai. Ja mam dziennie do spożycia 1500 kcal i Ci powiem, że początki zawsze są trudne. Człowiek tak się kiedyś rozleniwił, że jadł co chciał i w jakich ilościach zapragnął. Teraz jak wiem na ile mogę sobie kcal pozwolić to dwa razy muszę się zastanowić czy lepiej zjeść pączka czy bułeczkę z wędlinką. Wiadomo co dłużej trzyma :)
smoczyca1987
9 stycznia 2018, 19:46Ja kiedyś schudłam tylko i wyłącznie na liczeniu kalorii. Jadłam wszystko co zawsze, tylko wszystko skrupulatnie mierzyłam, ważyłam i liczyłam. Schudłam wtedy 16kg i nie miałam efektu jojo :) Chciałabym znów do tego wrócić, ale na chwilę obecną brak mi determinacji w tym zakresie. Super, że Ty ją masz :)