Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nie ma dla mnie nocy.


Tak, jakby kiedyś już to było. De javu. Wpadłam po uszy. Głęboko i całkowicie. I nie ma odwrotu. Nie ma ucieczki. Już kiedyś to przerabiałam. I kolejny raz świadomie i w pełni rozumu decyduję sie na to. Właściwie, to zdecydowałam dwa tygodnie temu. A teraz poczciwie się temu oddaje. Zdaję sobie sprawę z tego, że może za miesiąc lub dwa mój zapał bedzie ciut mniejszy, ale to chyba nie najlepszy moment na wątpliwości. Skoro bakcyla już złapałam. To niesamowite, że pobudka o 2 w nocy nie zniechęca mnie przed niczym wręcz przeciwnie. Daje mi takiego powera na cały dzień, że to aż nie realne. Nie rozumiem tylko, jak to sie dzieje. Skoro kiedyś mogłam spać nawet i dziewięć godzin, a po przebudzeniu czułam się gorzej niż przed położeniem się. A teraz śpię zaledwie po cztery godziny dziennie, i nie czuję zmęczenia. Od dwóch tygodni wstaję o 2. Tak, dobrze czytasz o 2 w nocy. Piję kawe, wypalam papierosa. Siadam na mój zużyty rower stacjonarny. Pół godziny go katuję. Wskakuję w dres, zakładam bluze, zdezelowane buty do biegania, do uszu wciskam przy duże słuchawki. Ustawiam zbyt wysoką głośność w telefonie, wciskam zielony guzik, po czym rozbrzmiewa byle jaka, aby skoczna muzyka. Zakładam mojemu Jogusowi kolczatke i wybiegamy razem z domu przed 3. 3 w nocy. Mądra bestia jogusowa nauczył się, że jeśli pod drzwiami go nie będzie, to minie go gonitwa z panią. I tak lecimy sobie 10 kilometrów. Po cichym, martwym mieście. W nocy jest pięknie. Nie ma żywej duszy ... czasami tylko taksówka obok nas śmignie, albo jakiś kot przetnie nam droge niosąc w zębach upolowaną chwile wcześniej mysz. I tak mija nam noc. Wracamy zziajani do domu, włócząc nogami ostatnie kilka metrów. Szybki prysznic. I dzie dobr pani rzeczywistości. Jak poranek? W porząsiu? A córka zebrana do zerówki? A obiad ugotowany? A posprzątane? A do pracy gotowa? A tak i owszem. Wieczorem powtórka z nocy. Ale nie dokładna. Bez jogusa, bo mógłby mnie znienawidzić. I nie 10, a 4 km, bo całkiem mi się buty rozczłapią. A znalazła czas dla męża? A może jakiś film? A może seks? Ależ oczywiście. Bardzo wczesne wstawanie ma jeden wielki plus. Masz czas na wszystko. Na sport, na dziecko, na prace, na dom, na męża, na książkę i film. Nie zmarnuje życia śpiąc. Nie jestem śpiącą królewną. Jest różnica pomiędzy dniem, który trwa 20 godzin, a dniem który trwa 12. Nie ma dla mnie nocy ...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.