Będzie gorzej. Nie jesteśmy nawet jeszcze w połowie dramatu który się dzieje i który dotyczy każdego z nas. Jestem ciągle podenerwowana,jakbym czekała na ważny egzamin. W domu też lekko nie jest,wystarczy iskra a wybucha wojna. Wszystko szybko rozchodzi sie po kosciach, bo nikt w ciężkiej atmosferze nie chce siedzieć. I tak co parw dni wybucham albo ja,albo mąż. Czasami nie co pare dni,a co pare godzin. Albo sie pozabijamy albo zwariujemy.
Jestem uzalezniona od ludzi. Od spotkań, rozmów. Mój mąż i roczny syn nie zastąpią mi całego grona osób z którymi uwielbialam sie spotykac kazdego dnia. I tak, tak wiem że inni mają gorzej. Ale zawsze znajdzie się ktoś kto ma gorzej. Takie porównywanie się jest bez sensu. Mój dramat jest moim dramatem. Każdy teraz ma swój własny.
Doceniam że nie jesteśmy jeszcze zamknięci w domu. Wykorzystuje to na maksa. Spacerujemy ile sie da.
Sofijaaa
25 marca 2020, 10:06Oj współczuję :-( Ja jestem introwertykiem i w ogóle mi ludzi nie brakuje, wystarcza mi mąż w domu z którym i tak potrafimy prawie cały dzień nie rozmawiać ;-) Hihi rozumiemy się bez słów ;-) Pozdrawiam :-)
skafanderka
22 marca 2020, 16:21A ja doskonale rozumiem to uzależnienie:) U mnie to nie uzależnienie ale potrzeba która z czasem bardzo eskalowała... więc jestem już w stanie gdzie żadne on-line substytuty już nie pomagają! Trzymaj się! Nie wariuj i nie zabijaj - przytulaj się, takie fizyczne kontakty choć "nudne" potrafią pomóc:)