Po tygodniu pobytu na Mazurach wróciłam o 23 do Warszawy.
Przepakowałam się i jutro skoro świt jadę do domu gdzie czeka na mnie mój misiek.
Mam tydzień wolnego więc musimy pomyśleć nad tym gdzie fajnie i nie zbyt drogo spędzić kilka dni razem :)
Na wyjeździe jadłam w miarę regularnie i w miarę zdrowo. Nie mam wyrzutów sumienia chociaż zdarzyły się i placki ziemniaczane, kotlety mielone i jakiś Big Milk ale były też ryby, zielenina, owoce, dużo dużo wody a poza tym całe dnie spędzone na dworze.
Zaliczyłam trzy przejażdżki rowerem (każda ok 10 km) po zabójczo nierównych mazurskich terenach. Chwilami myślałam że ducha wyzione. Ale widoki jakie przy okazji podziwiałam mi to wynagradzały :)
Uwielbiam być wszędzie tam gdzie są jeziora :)
Wróciłam trochę zmęczona, ale opalona i uwaga....
Lżejsza ! :)
Jakim cudem to się stało-nie wiem.
Jedzenie było takie jak napisałam wyżej a z aktywności tylko te trzy przejażdżki rowerem i 2x dziennie (rano i wieczorem) 8 min ABS Mel B.
Mimo ambitnych planów na nic więcej nie miałam czasu ani możliwości.
Martwiłam się że przybędzie mi trochę podczas tego wyjazdu więc po powrocie, jak tylko weszłam do domu i odsapnęłam trochę weszłam na wagę.
A tam..... 60,7 kg
(dodam tylko że przed wyjazdem specjalnie się zważyłam i było 61,4 kg)
Cuda na kiju.
Nie wiem czy to ten rower czy może wcale nie jadłam tak dużo jak mi się wydaje (chociaż porcje były takie "normalne" nie jakieś szczególnie dietowe).
Oczywiście nie narzekam żeby nie było :)
Byłam tez kilka razy nad wodą i pierwszy raz jak żyje nie wstydziłam się wyjść do ludzi w stroju kąpielowym.
Tak że ogólnie jest ok.
A ten tydzień będzie jeszcze lepszy :)
siczma
21 grudnia 2013, 16:27Cokolwiek;)hahah potem tylko różnie wychodzi;) wszystko jest dla ludzi!
siczma
15 września 2013, 14:33Barwnikami;)
siczma
31 sierpnia 2013, 12:40No zobaczymy;) dzieki!()