I po weselu.
Było całkiem fajnie
Trochę wcześnie się zaczęło bo o 17:00 i do północy większość gości była już lekko "zmulona" ale po oczepinach zabawa jakoś na nowo się rozkręciła (przynajmniej dla nas) i bawiliśmy się z K do 3 nad ranem, :) Super mi się tańczyło, i dużo tańczyliśmy.
Dziwi mnie tylko że mój Misiek uważa że nie umie tańczyć i strasznie się spinał przez jakis czas na początku- nie wiem skąd mu się to wzięło bo to kompletna BZDURAAA.
I później jak część gości rozjechała się do domu to dopiero wywijaliśmy na parkiecie
I dziewczyny.
Pierwszy raz od....
Hmmm w zasadzie to pierwszy raz w życiu, czułam się swobodnie na takiej imprezie.
Nie musiałam ukrywać żadnych fałdek i martwić się że grubo wyglądam.
Mina mojego Miśka kiedy pokazałam mu się już gotowa była warta wszystkich godzin spędzonych na ćwiczenia.
Tylko sukienka okazała się trochę krótsza niż mi się wydawało.
Nie to żebym świeciła tyłkiem czy coś w tym stylu, tylko jak siadałam to widać było kawał nogi, a już daaawno nie chodziłam w takich krótkich kieckach.
Muszę przyznać że byłam zadowolona z efektu końcowego i mam wrażenie że przygotowywanie się nie zajęło mi tyle czasu ile zajmowało mi kiedyś, nie wiem dlaczego tak było.
Pojadłam sobie na tym weselu trochę oj pojadłam, jedzenie było pyszne.
Już od dawna planowałam że tego dna zrobie sobie taki cheat day.
Ale żeby nie przesadzić zdecydowałam że będę jadła tylko cieple dania i tak też zrobiłam, po za tym wpadly też 3 kawałki ciasta ale starałam się żeby to wszystko było w granicach zdrowego rozsądku.
Co nie zmienia faktu że w niedziele czułam się jak mały słonik, jednak jadłam normalnie tak jak co dzień chociaż nie było lekko.
Dzisiaj jeszcze czuje się trochę ciężka ale poćwiczyłam w dzień i muszę stwierdzić że na takie zastoje chyba nic nie działa tak dobrze jak ćwiczenia. Trzeba się rozruszać chociaż pewnie jeszcze kilka dni minie zanim mi to zejdzie całkiem.
Ale za to jak dzisiaj rano mi smakowała owsianka, już mi jej chyba brakowało :)
Pisałam wam ostatnio że mierzenie przede mną. No więc było.
Do celu z paska zostało mi 0,30 kg więc tak jakby już został osiągnięty- tak szczerze mówiąc to zaczynając moje odchudzanie nie myślałam że dojdę aż do takiej cyfry.
Przypomniało mi się jak tańczyłam taniec zwycięstwa kiedy zobaczyłam na wadze 6-ke z przodu a tutaj już ile kg spadło.
Z centymetrami posuwam się do przodu raczej powoli ale dobrze że do przodu :)
Nie chciałabym chyba żeby ta waga mi dalej spadała.
Chciałabym teraz zbudować więcej mięśni żeby jakoś napiąć skórę i przy tej wadze jaką mam dobrze wyglądać bo jak wszystkie wiemy cyfra na wadze to nie wszystko.
Muszę teraz zmienić postanowienie wakacyjne :)
No nic kończę swój wywód, mam nadzieje że wasz weekend też był udany :)
Buziaki