Nie pisałam dosyć długo. A wiele się działo. Bardzo wiele.
Jakiś czas temu, gdzieś na przełomie września i października 2018, moja waga dobrnęła do 90,5 kg. W tym samym czasie pękł mój najdłuższy, zapięty na ostatnią dziurkę pasek do spodni. Klamra nie wytrzymała naporu rozrastającego się brzucha i rozsypała się w drobny mak.
Podskoczyło mi ciśnienie. Nie żeby jakoś bardzo, zawsze miałam za niskie lub prawidłowe, ale teraz zaczęło niepokojąco przekraczać normy, wykazując co raz to wyższe wartości.
Całymi dniami byłam śmiertelnie zmęczona, jakby znużona. Nie interesowało mnie nic. Towarzyszyło temu koszmarne rozkojarzenie. Z trudem zmuszałam się do wyjścia do pracy. W weekendy tak bardzo chciałam "odespać", ale nie potrafiłam. Jakaś magiczna siła wyrywała mnie z łóżka. Budziłam się jednocześnie zmęczona i pobudzona. Mimo tego koszmarnego zmęczenia, wieczorami nie potrafiłam zasnąć. Byłam nienaturalnie pobudzona, chociaż dawno już zrezygnowałam z kawy i herbaty. Przez głowę niczym stado rozjuszonych słoni przebiegały setki myśli. Kiedy już zasnęłam, co chwilę się budziłam. Czasem obudzona czymś nie spałam aż do rana, co tylko potęgowało moje i tak już koszmarne zmęczenie. To nie jest taki stan, jak zmęczenie po dobrze wykonanej fizycznej lub umysłowej pracy. To jest zmęczenie, które nie mija, nie idzie go odespać, to taki stan, w którym myślenie autentycznie, fizycznie boli, a najprostsze życiowe zadania stają się nie zadaniami, nie wyzwaniami, a kolejnymi cegłami, dokładanymi na i tak już przeciążone plecy. Było kilka takich dni, kiedy rano, jadąc do pracy tak bardzo zmęczona, myślałam o śmierci, bo nie wyobrażałam sobie przeżycia kolejnych 8 godzin w takim stanie. Tyle razy byłam już u lekarza, robiłam badania i wychodziły dobre wyniki. Wobec tego zmęczenia jestem bezsilna! Zrobiłabym wszystko, żeby tego zmęczenia się pozbyć!!! Ale jak, kiedy sen nie pomaga?!?!
Temu zmęczeniu zawsze towarzyszył wilczy głód. Im większe zmęczenie, tym większy głód. W ciągu dnia jadłam normalnie, naprawdę normalnie, trochę chleba albo owsiankę, warzywa, białko, tłuszcz, nie obcinałam kalorii. Tylko kanapkami nie potrafiłam się najeść. Potrafiłam o 8 rano zjeść 3 bułki (tak, TRZY) i przestać tylko dlatego, że czwartej już po prostu nie było. Bolał mnie trochę rozciągnięty żołądek, ale ciągle byłam głodna. Ciągle bym jadła i jadła! O 12 biegłam do baru po obiad, którym też nie potrafiłam się najeść. Ale koszmar zaczynał się dopiero po pracy. Podjeżdżałam pod jakiś sklep spożywczy, kupowałam minimum 3 czekolady (tłumacząc sprzedawczyni, że "dziś znowu znajomi z trójką dzieci mnie odwiedzą, więc kupuję dla nich czekolady") i zjadałam te 3 czekolady natychmiast pod sklepem. Nie, nie smakowały mi... Musiałam. Ulga przychodziła, albo i nie. Jak nie, dojadałam w budkach z fast foodami albo w domu.
Po takich ucztach serce biło mi, jak by miało wyskoczyć z piersi. Jak rozklekotane cylindry w starym samochodzie.
Zaczęły się problemy z oddychaniem. Nie potrafiłam złapać oddechu, nie potrafiłam głębiej odetchnąć, zwłaszcza wieczorami miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. Bałam się. Strasznie się bałam.
Do tego doszły zimne poty, oblewające mnie od czubków uszu po kolana regularnie co 50-70 minut. Zrobiłam podwójny test na menopauzę. Dwukrotnie wyszedł ujemny.
Totalnie siadła mi odporność organizmu. Łapałam wszystkie możliwe infekcje i przeziębienia. Musiałam brać L4, co wiązało się z mniejszymi zarobkami i wielkim poczuciem winy.
Coraz bardziej bolał mnie kręgosłup. Do tego stopnia, że przewrócenie się w łóżku z boku na bok sprawiało ból tak okropny, że wykonując tę czynność, podpierałam obolały kręgosłup rękami. Ortopeda kazał ćwiczyć, ale ćwiczenia przynosiły tylko niewielką i krótkotrwałą ulgę. Zresztą zmuszanie się do ćwiczeń, kiedy tak bardzo jesteś zmęczona i zobojętniała, często przekraczało moje możliwości.
Padły stawy kolanowe.
Ginekolog wykrył sporą torbiel na jajniku i wysłał mnie na operację.
Po raz kolejny poszłam do lekarza pierwszego kontaktu z tym zmęczeniem i reaztą objawów. Płakałam, krzyczałam, że ja już nie mam siły tak żyć. Kiedy mówiłam, że nie potrafię przestać jeść, usłyszałam "no niechże pani przestanie!". Kobieta zaproponowała mi tabletki na sen. I na obniżenie napięcia. Podała mi nazwę, którą dobrze znam z relacji wielu ludzi. Wszyscy mówią zgodnie, że uzależniają. Znam takich, którzy trafiali przez ten lek na detoks. A na nawracające jak bumerang przeziębienia wystawiła mi receptę na szczepionkę na grypę. I wysłała mnie do psychiatry. Miałam dziwne wrażenie, że baba mnie zbyła. Zaproponowała jakieś leki na objawy, nie zadając sobie większego trudu dojścia przyczyn. A przecież przyczyny jakieś muszą być. Za drzwiami gabinetu wyrzuciłam jej recepty do najbliższego kosza na śmieci. Niech se w dupę wsadzi te swoje psychotropy i szczepionki!
Nie jestem gnuśna i leniwa. Nie mam słabej woli. Potrafiłam rzucić palenie, kawę, herbatę, alkohol, parę razy schudłam po 30kg. Dlaczego nie potrafię przestać się tak koszmarnie objadać?
Powlokłam się do domu bezsilna i bezradna, zaliczając po drodze kilka budek z fast foodami, a wieczorem przeżywałam po raz kolejny całe spectrum opisanych powyżej objawów.
Mojmiraa
19 stycznia 2019, 22:49A miałaś okazję porozmawiać z psychodietetykiem? Oni stykają się z różnymi przypadkami, zarówno od strony zdrowotnej jak i psychicznej. Ilość emocji, która poświęcasz jedzeniu i swojej sytuacji jest ogromna, potrzebujesz pomocy, żeby przerwać krąg i wyrwać się. Nikt za Ciebie tego nie zrobi, ale może Cię wesprzeć, wskazać kierunek i "punkty zapalne", żeby zmienić na zawsze schemat, w którym utknęłaś. Jak się zaprzesz, znowu schudniesz 30 kg i.... wrócisz do punktu wyjścia, dlatego tak ważne jest znalezienie przyczyn i przełamanie schematu. Trzymaj się dzielnie i poważnie rozważ profesjonalne wsparcie! A tymczasem zacznij od drobnych zmian, tych na które Cię stać w tej sytuacji.
Silnie-zraca
21 stycznia 2019, 11:07"wskazać kierunek i "punkty zapalne", żeby zmienić na zawsze schemat, w którym utknęłaś. Jak się zaprzesz, znowu schudniesz 30 kg i.... wrócisz do punktu wyjścia, dlatego tak ważne jest znalezienie przyczyn i przełamanie schematu" - oto i sedno działania! Potrzebuję coś zmienić w tym co robię, bo najwyraźniej robię źle. Bo przecież szaleństwem jest robić w kółko to samo i oczekiwać odmiennych rezultatów...
SzczesliwaJa
18 stycznia 2019, 01:44Ja Ciebie rozumiem i współczuję.Życzę serdecznie byś się z tego wyratowała i zdrowie żeby wróciło do normy. Czy nie masz problemów z tarczycą? TSH w normie? Może najważniejsze jest psychiczne wsparcie? Dodaj avatar, wtedy pamiętnik jest bardziej rozpoznawalny. Więcej osób do Ciebie dotrze, więcej wsparcia dostaniesz. Wiele z nas miewa podobnie, a w kupie raźniej. Trzymaj się i się nie poddawaj! :*
Silnie-zraca
18 stycznia 2019, 13:48Wymusiłam na lekarzu tylko PODSTAWOWE badania. Wg tych podstawowych badań TSH jest w normie. Ale może są jeszcze jakieś bardziej szczegółowe?
SzczesliwaJa
19 stycznia 2019, 00:35Niby jak TSH w normie, to chyba jest dobrze? Jak miałam poniżej 2 to endokrynolog powiedziała, że taka wartość nie utrudnia chudnięcia. A może vit D3 potrzebujesz? Koleżanka twierdzi, że wpadłaby w zimową depresję gdyby nie brała D3. Nie wiem co doradzić? Znajoma odkąd bierze zestaw witamin dla kobiet to stanęła na nogi, wcześniej się słaniała. To takie gdybanie, ale może dobry internista, albo endokrynolog zaleci zestaw badań i pomoże? Albo grupa wsparcia, albo psycholog? Trzymaj się!
hipcia2014
17 stycznia 2019, 22:50Miałam bardzo podobnie, musimy z tym skończyć.Trzymam kciuki
Silnie-zraca
18 stycznia 2019, 13:47Hicpia, piszesz "miałam". To znaczy, że miałaś, a teraz nie masz? Które objawy miałaś a teraz nie masz? Dla mnie gorsze od głodu jest ciągłe uczucie zmęczenia. Jestem skłonna zrobić wszystko, żeby się go pozbyć, bo będąc ciągle zmęczona, nie jestem w stanie nic z sobą zrobić :(