Dziś jest Anny. Wczoraj było Krzysztofa. Co to oznacza dla wszystkich nie-Anien i nie-Krzysztofów? Mnóstwo darmowego ciasta. Przynajmniej tak było u mnie, firmowy komunikator co chwilę zalewały wiadomości pokroju: "Ciasto bez limitu czeka na Was w kuchni!". I czekało. Brownie, sernik, karpatka, bliżej niezidentyfikowane ulepki z galaretki, biszkopta z proszku i kremu margarynowego (takie najpodlejsze... I najlepsze).
Co robi normalny człowiek? Je kawałek. Albo dwa. I więcej raczej nie zje, bo się naje, zasłodzi albo woli obiad. Co zrobiłabym ja? Cóż, sama jeszcze nie wiem, nigdy w trakcie odchudzania mi się jeszcze nie udało skorzystać nieplanowanie z dobrodziejstw cukiernictwa. Generalnie rzecz ujmując, jak zostanie mi po porcjowaniu 20 gramów mięsa, to nie dojem, tylko wyrzucę. Olej do sałatki odważam drżącą ręką, bojąc się każdego drgnięcia wagi ponad limit. Catering przywiózł dodatkowe surówki z marchewki i pestek słonecznika? Zjem, ale zamiast wliczonego wcześniej w jadłospis banana. A słodycze/słone przekąski? Jak już je jem, to ledwie jestem w stanie zatrzymać się przed zamówieniem całego menu/zjedzeniem całej blachy/opakowania, kosztuje mnie to kupę silnej woli i wolę nie bawić się w Racjonalny Jeden Kawałek Od Którego Nic Mi Się Nie Stanie, bo obawiam się, że skończy się jak u większości kobiet - wplątaniem się w karuzelę wymówek, nawarstwianiem się Jednych Kawałków i monstrualnym jo-jo.
Ale się uczę. A nauka dzisiaj polegała na tym, że owszem, zjadłam coś, czego nie planowałam wcześniej, coś ponad program. A mianowicie jabłko. A potem zorientowałam się, że zabrałam dwa zamiast trzech posiłków, a do domu wracam o 19:00 a nie o 17:00. Więc połączyłam przyjemne z pożytecznym i zaspokoiłam resztki dogorywającej chęci na słodkie wizytą w cukierni serwującej słodycze bez cukru.
Wpadł batonik, w składzie płatki owsiane i jaglane, daktyle, mleko migdałowe, olej kokosowy, erytrytol, karob i odżywka białkowa, 200 kcal w porcji. Oczywiście zdecydowanie za mało jak na posiłek, więc dopchałam polędwicą wędzoną z kurczaka (Konspol) z Biedronki. O ile jedzenie batona w biegu jakoś się obroniło, o tyle musiałam wyglądać debilnie żrąc zwinięte plastry mięsa w trakcie popylania pieszo z jednej pracy do drugiej, ale grunt, że się najadłam, i to wcale nie długą listą utwardzonych tłuszczów, udawaczy cukru, E i tym podobnych.
Ja dziś jestem z siebie dumna. Nikt po dwóch latach odchudzania nie zacznie nagle satysfakcjonować się kawałkiem ciasta jedzonym tylko z okazji imienin koleżanek z pracy. Więc rozpoczęcie od drobniejszej zmiany i zastąpieniu ciasta zdrową opcją to dla mnie nowy wspaniały świat. GŁÓWKA PRACUJE, a to najważniejsze.
iw-nowa
11 sierpnia 2017, 13:22Jestem z Ciebie dumna, że już tyle się nauczyłaś i tak pięknie umiesz zastąpić te beznadziejne ciasta czymś zdrowszym. Super!
iw-nowa
11 sierpnia 2017, 13:22Jestem z Ciebie dumna, że już tyle się nauczyłaś i tak pięknie umiesz zastąpić te beznadziejne ciasta czymś zdrowszym. Super!
domsza
26 lipca 2017, 21:23Ach, te pyszne ciasta!
VITALIJKA1986
26 lipca 2017, 21:02ojej jakie pyszne torty!
theSnorkMaiden
26 lipca 2017, 19:45Super wpis. Naprawde bo wiem jak mnie bedzie ciezko wyjsc z redukcji do stabilizacji. Pilnie Cie obserwuje motywuje sie i wiem ze mam szanse-ze tym razem sie uda! Dzieki ze jestes ze dzielisz sie tym wszystkim i nieowijasz w bawelne jak to latwo pieknie i przyjemnie!
silene_1310
27 lipca 2017, 06:01Osiągnięcie stabilizacji w jakiejkolwiek dziedzinie życia jest cholernie trudne, ale warto się wysilić i postarać, bo satysfakcja jest niesamowita :). Wiadomo, wszystko, co jest coś warte, wymaga włożenia w to odrobiny wysiłku. Nikt, kto nigdy nie miał ED, nie zrozumie, dlaczego patrzymy na niego jak na kosmitę, kiedy mówi: "To weź kawałek, od kawałka nic ci się nie stanie." :D.
theSnorkMaiden
27 lipca 2017, 07:39Masz absolutna racje. Czesto czuje sie mocno niezrozumiana w swiecie realnym-poza vitalia. Bo ja nieumiem wziac kawalka... nieumiem zjesc jednego cukierka...nieumiem nieprzeliczac kcal...po prostu nieumiem...