Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
wielki problem
11 stycznia 2006
moje nocne zarcie.o wczoraj to byla katastrofa.nie napisze co ,bo nie chce was denerwowac bron boze kusic.nadrobilam te dwa dni w ekspresowym tempie jedzac wszysko.no i co z tego ze tylko sprubowalam.jak ja to tak szybko palaszowalam jakbym kradla jedzenie z wlasnej lodowki czy barku bo tam tez bylam.atak sie staralam.i co.wnioski staram sie wyciagnac ,analizowac wlasne postempya a konsekwencje poniesie moj brzuch .wyczulam wczoraj ze kolo godz.0, jestem glodna.wiec chcac zapobiec i uniemozliwic mojemu pasibrzuczowi uczucie glodu a tez dotrzymanie danego slowa, najadlam sie 12min,przed godz.0 mandarynek i woda z magnezem zreszta popilam obficie. poszlam dalej do lozeczka.i co godz 1,min10 stalo sie. pasibrzuch wygral,pokonal mnie.ok.jeden 0 dla niego.ale to jeszcze nie koniec walki.dzis przygotuje nowa strategie.wstalam dzis wczesnie ,to i bedzie mi dane przezyc nowy lepszy dzien.nie dam sie mojemu brzuchowi a co.
pusia61
11 stycznia 2006, 19:36za piękny wpis, a jezeli chodzi o brzuch to u nas się mówi nie od razu Kraków zbudowano, po porostu najlepsza jest metoda małych kroczków.
Jokoo
11 stycznia 2006, 15:32juz nie przesadzaj z tym brzuchem bo mam taki sam i wcale nie mysle ze jest tak żle..powoli i bedzie efekt..:o)
mariolkag
11 stycznia 2006, 09:37tę walke, bo jestes swiadoma i wyciagasz wnioski:))Dzieki za slowa wsparcia :)
mooniaa
11 stycznia 2006, 09:33Wreszcie się musi udać!!! Walcz kochana,trzymam kciuki!!!