Nowy miesiąc właśnie się rozpoczął, a więc najwyższy czas chwycić byka za rogi i raz na zawsze rozprawić się z tłuszczykiem. Dość mam bujania się z wagą 63-64kg. Moim marzeniem jest 53kg i w tym roku osiągnę wyznaczony cel.
No ale... nie od razu Rzym zbudowano. Znam siebie dość dobrze i wiem, że bardzo szybko się zniechęcam. Dlatego postanowiłam wdrożyć w życie metodę małych kroczków. Takie kamienie milowe są mi potrzebne, ponieważ główny cel wydaje się na ten moment zbyt odległy i nierealny. Będę pomału wdrażać pozytywne nawyki, postaram się słuchać sygnałów jakie daje mi moje ciało i po prostu zakumplować się z nim. Obrośnięte tłuszczem czy nie to ciągle moje nogi, mój brzuch i ramiona. Muszę je pokochać i odpowiednio o nie zadbać, bo przecież dają mi nieskończenie wiele możliwości do rozwoju.
Codzienną dietę już w miarę ogarniam, chociaż zdarzają się wpadki. No cóż wszystko jest dla ludzi, ważne tylko żeby nie przeginać. To co zdecydowanie muszę wprowadzić to obowiązkowy, codzienny ruch. Mam stojącą pracę i jeśli nie będę wzmacniać mięśni i poprawiać krążenia to jestem pewna, że za niedługo odbije się to na moich nogach. Dlatego moje tygodniowe wyzwanie to:
- codziennie 40min na rowerku stacjonarnym
- codziennie 10min ćwiczeń z MelB na nogi
Dzisiaj mogę odfajkować je jako wykonane. Już zapomniałam jak endorfiny potrafią działać na człowieka. Spodziewam się jutro @ także mam nadzieję, że waga poleci odrobinę w dół. Pilnujmy się i pracujmy nad sobą, a już niedługo wskoczymy w mniejsze ciuszki.