Fitatu uświadomiło mi, że jem za mało. Z jednej strony działa to demobilizująco, bo chcąc dobić przynajmniej kalorycznie do zalecanej dawki jem byle co. Z drugiej strony to zastanawiające, że jedząc tak jak jem - nie ograniczam się za bardzo, brakuje mi jakieś 700 kcal do dziennego zapotrzebowania i tak obniżonego na okoliczność właśnie odchudzania.
Waga waha się, ale z tendencją spadkową. Nie jest to jakiś duży spadek, ale powolutku idzie.
W sobotę jak zwykle biegałem i chyba wychodzi niedobór węglowodanów, bo biegło mi się tak jakoś bez energii, no i tempo było słabe - słabsze niż tydzień wcześniej, a już wtedy było słabo. Spróbuję troszkę przycisnąć w najbliższą sobotę.
Nie mogę jakoś wrócić do porannych ćwiczeń. Problem z motywacją. Może uda mi się w końcu zmusić bo świetnie się czułem bo takim porannym treningu.