No i tradycyjnie weekendowy wzrost wagi. Tradycyjnie również nie przejmuję się tym i do środy wszystko powinno wrócić do normy.
W sobotę pobiegałem sobie trochę. Przebiegłem ponad 13 km w zawrotnym ;) średnim tempie 7:30 min/km. Jakaś katastrofa, szczególnie, że po raz pierwszy od dawna nie przebiegłem tyle ile planowałem (w planie było 15 km). Nie wróży to niczego dobrego, zwłaszcza że za dwa tygodnie planowałem półmaraton, a jeszcze tej wiosny chciałem przebiec maraton :(.
Nic to trzeba się nieco przyłożyć do biegania i nadrobić zaległości. Hmmm, chyba muszę poszukać i wyciągnąć skakankę żeby wzmocnić łydki.
Żywieniowo weekend dość obfity, ale poza szarlotką i tiramisu bez szaleństw :). Dziś plan jest: grzecznie jeść, poprowadzić samemu dwa treningi i jechać na trening wojów słowiańskich. Myślę, że wywijanie kilkukilogramową tarczą w jednej ręce i troszkę lżejszym mieczem w drugiej dobrze wpłynie na moją sprawność i spalanie :)
Aziya
7 marca 2016, 13:49Kiedyś kolega rycerz wprowadzał mnie w tajniki walki mieczem dwusiecznym. Niestety nie było kiedy poćwiczyć praktycznie, ale taki trening wojów to musi być super sprawa! Baw się dobrze i powodzenia!
Sheng2
8 marca 2016, 07:48Dziękuję :)
ulakawula
7 marca 2016, 10:54ciężko trzymać dietę w weekend, wiem coś o tym :)
Sheng2
7 marca 2016, 11:54Ciężko ale nie można się poddawać :) skoro sobie pofolgowałem w weekend to ze świadomością konsekwencji zarówno wagowych jak i tego że zaprzepaszczam część swojej pracy. :)