Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Treningi


Ostatnie kilka dni miałem bardzo intensywne.

 

Zaczęło się w sobotę Stażem Kobudo. Jak zwykle było super – pomachałem sobie kijem, sai i tonfą. Przez 8 h w ciągu dwóch dni. Najlepsze oczywiście było bunkai – czyli wykorzystanie technik w starciu z partnerem. Nie była to wolna walka, a z góry ustalone układy, ale i tak dawało mi to sporo satysfakcji – szczególnie wykonanie całego bunkai do kata z kijem. Czuło się tą walkę. Można nad tym medytować długo i wyłapywać kolejne smaczki technik i idee całego kata. Nie miały znaczenia sińce, obtarte dłonie czy obite palce. Uśmiech ukłon i możemy ćwiczyć dalej.

 

W sobotę po treningach poszliśmy do jednej z ćwiczących na mały wieczór integracyjny. Było bardzo miło, siedzieliśmy sobie i gawędziliśmy przy akompaniamencie Pingwinów z Madagaskaru i pysznym barszczyku.

 

Na niedzielny trening zabrałem resztę rodzinki. Dzieci nie chciały ćwiczyć więc robiły za fotoreporterów. Za to Ola chętnie poćwiczyła. Z Dominiką ćwiczyły techniki z kijem. Na koniec treningu Ola umiała całe kata z kijem – z tego powodu była niezwykle zadowolona. Ja wyjeżdżałem z Oświęcimia z nową wiedzą i doświadczeniami, które teraz trzeba przekuć na umiejętności.

 

Poniedziałek był bardziej relaksacyjny, że tak powiem. Mianowicie miałem trening z dziećmi. Ponieważ w szkole szykuje się impreza na 100 lat istnienia, to sale są wyłączone z użytku, zaoferowano nam w zamian basen. Tak więc trening spędziliśmy na basenie. Główną zabawą dzieci było włażenie na mnie, a moim zadaniem było ich zrzucać i wrzucać do wody. Zabawa była przednia choć dla mnie dość męcząca. Porobiłem też trochę zabaw i zawodów w wodzie.

 

Te dzieciaki chyba jednak mnie lubią, tak wywnioskowałem z ich zachowania. Była to jedna z niewielu okazji żeby pobyć z nimi w luźniejszej atmosferze, bo na treningach sztywno trzymam się dyscypliny, hierarchii i dystansu. Tu mogły sobie pozwolić na więcej choć komendy typu „Yame” (przerwać) nadal świetnie działały co ma duże znaczenie jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Dziś powtórka.

 

Wczoraj była kulminacja. Jako że brakuje mi trochę rzutów i tym podobnych technik postanowiłem coś z tym z robić. Poszedłem na trening Judo. Trening świetny. Bardzo męczący. Ćwiczyłem z jakimś Sensei w mojej wadze. Oj namęczyłem się, ale i świetnie bawiłem. Niestety po stronie strat muszę zapisać sińce, bóle prawie wszystkich mięśni obręczy barkowej i ramion, wybity mały palec u stopy. Jutro wybieram się znowu. Czegoś takiego mi brakowało. Mam nadzieję, że dzięki temu podciągnę się z technikami Ju Jitsu, głównie z rzutami. Wczoraj udało mi się już nad jednym popracować.

 

Dziś basenik z dzieciakami – może mnie za bardzo nie wykończą i uda mi się trochę zregenerować po wczorajszym treningu, a wieczorem jeszcze trzeba troszkę pomachać hantlami i sai.

 

Co z bieganiem? Na razie poszło w odstawkę choć może mi się uda trochę pobiegać w sobotę – jeśli jeszcze będę miał siły.

Poniżej link do zdjęć ze stażu

http://picasaweb.google.com/103458236592492472898/StazKobudoOswiecim891011#5661926323066315986

  • Aziya

    Aziya

    12 października 2011, 11:43

    Jak cię czytam to mi serducho bije jak szalone! Oj znam to wszystko o czym piszesz. Znam te sińce! pamiętam jak raz za przeciwnika miałam takiego strasznego faceta, chyba z 190cm, waga misiowa. Był trochę szalony i bardzo serio brał walki. Nie trenował, on przyszedł zabijać. Nigdy nikomu krzywdy nie zrobił, ale był nieprzyjemny. I raz wypadło na mnie. W zadaniu chodziło o ćwiczenie pierwotnych isntynków obrony. O wyzwolenie w sobie instynku przetrwania. I stanęłam naprzeciw tego faceta blada i przerażona. ja mam niecałe 160! A sensei przyszedł i zaczał tego faceta na mnie napuszczać, żeby mnie atakował, żeby zabił. Wiem jaki był cel ćwiczenia, ale przerażenia nie zapomnę do teraz. Kiedy zaatakował obroniłam się instynktownie, przeszłam do kontry i było po walce, ale jednak. ten stres, że możesz nie zdążyć postawić obrony, że reka będzie za wolna, a ten facet wybije mi zęby! uff..nawet jak o tym pisze to mam dreszcze. Al eprzyznaję - kochałam to! Kochałam te siniaki, ból mięśni, zakwasy, zapach potu, otarcia od kimona, od kija... :) Trzeba mieć takiego pozytywnego bzika na tym punkcie ;) Pozdrawiam cię serecznie!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.