Weekend zaczął się dość nerwowo. Piątek był pod znakiem gwałtownych burz. Uspokojenie przyniosła wieczorna medytacja.
Sobotni ranek zacząłem niezwykle pracowicie od treningu. Plan był zrobić niecałe 10 km w zawrotnym dla mnie tempie poniżej 6 min/km. Niestety nie udało się. O ile pierwsze kółeczko zrobiłem poniżej 6 min/km, o tyle po wypluciu płuc i zostawieniu na którejś górce łydek, z dyskomfortem w okolicach przepony, drugie kółeczko zrobiłem już powyżej 6 min/km. Efekt? Trasę zrobiłem w średnim tempie 6,04 min/km. Jestem troszkę zawiedziony, ale już wiem jak to jest biegać bez płuc :).
Jak dobrze pójdzie to może dziś zrobię powtórkę tego treningu – może dziś będzie lepiej. Planuję takie biegi robić do końca tego tygodnia (ciekawe ile mi się uda). W przyszłym tygodniu kilka dłuższych wybiegań, a za dwa tygodnie jedno dłuższe wybieganie i uzupełnianie węglowodanów. Potem już sprawdzian tego krótkiego planu treningowego podczas maratonu wrocławskiego.
Jak zwykle mam sporo naiwnych marzeń w związku z nim. Przede wszystkim poprawienie życiówki. Karmię się w tym zakresie myślą, że dotychczasowa życiówka maratońska pochodzi z górskiej trasy Silesia Marathonu z 2009 roku, a Wrocław ponoć jest płaski. Pomijam milczeniem słabe przygotowanie jakie sobie w tym roku zafundowałem (tak jakbym na którykolwiek bieg był porządnie przygotowany). Nic to, Maraton pewnie będzie na tyle uprzejm,y że wytknie mi wszystkie braki i niedociągnięcia, więc póki co nie ma się nad czym zastanawiać, zresztą i tak nie ma czasu na poprawienie czegokolwiek.
Wracając do weekendu – w sobotę jeszcze sobie zafundowałem godzinkę machania kijkiem – znaczy się trening Bo Jitsu. Miał być w sobotę trening w Oświęcimiu, ale ostatecznie go odwołano, więc zrobiłem sobie sam w domu. Moi Sensei narzucili ostre tempo nauki, więc nie mogę się za bardzo obijać (co dotychczas mi się zdarzało). Wprawdzie egzamin Kobudo szykuje się dopiero zimą, ale lepiej teraz spokojnie trenować, niż potem wariować, tak jak to ma miejsce w przypadku Ju Jitsu. We wrześniu ma być egzamin, a ja ciągle nie czuję się najlepiej w wymaganych technikach. Wprawdzie, już z grubsza łapię techniki, ale nie ma w nich jeszcze tego czegoś co tak uwielbiam. Kiedy się naprawdę dobrze zrobi daną technikę, to czuję to nieokreślone coś, co daje mi pewność dobrego wykonania. Czasami mi się to zdarza przy tych nowonauczonych technikach, ale jeszcze nie za każdym razem, a to, moim zdaniem jest wyznacznik opanowania techniki.
Sobota wieczór i Niedziela to już relaksik w gronie rodzinnym. Było bardzo przyjemnie, poza jakimiś tam drobnymi tarciami, ale to się zawsze zdarza.
W weekend wrócił też temat mojego tonażu – którego pięknym zamknięciem jest poranny wpis Wiecha :)
Otóż, ponoć szybciej bym biegał gdybym zrzucił parę kilogramów (a raczej parenaście). Ja się z tym zgadzam, bo to normalne, ale w sumie to jak ja mam to zrobić? Dla wyjaśnienia mój aktualny tonaż to 98 kg przy wzroście 173 cm. Trenuję ostatnio sporo, pot leje się ze mnie strumieniami, nie obżeram się za bardzo, a i słodycze jem tylko od czasu do czasu. Mimo tego wszystkiego wahania wagi są rzędu +/- 2 kg bez żadnych stałych tendencji spadkowych. Nie bardzo wiem co zrobić. Wprawdzie Ola mnie namawia na dietę białkową Dukana, ale obawiam się, że przy mojej intensywności treningów, to padnę na twarz bez węglowodanów. Nic, póki co czeka mnie maraton we Wrocławiu, dopiero po nim mogę pomyśleć nad jakimiś eksperymentami treningowymi i dietowymi. Pocieszam się, że zrzuciłem nieco % tłuszczu w organiźmie i teraz oscyluje w okolicach 25.
ponetna
23 sierpnia 2010, 20:25Matko jedyna ... kilometr w 6 min !! Ja bym się zmusiła do takiego biegu tylko i wyłacznie ... jakbym musiała ścigać pociąg do Świnoujścia :)) I to też pod warunkiem , że koło Kędzierzyna-Koźla ... jednak dogoniłabym go ;)) A tak poważnie - to CHAPEAU BAS za te osiągnięcia !! A serio ... to napisz proszę : kiedy , co i ile zjadasz ... Może tu gdzieś leży pies pogrzebany ... ?? Chętnie podzielę sie wiedzą :)) ps: Dukana odradzam ... zbyt łatwo jest dorobić się niewydolności nerek i wątroby ... no chyba , że ktoś lubi dializy ... to proszę bardzo !! W rozsądnej diecie węglowodanów powinno być 55% . Wszystkiego dobrego :))
wesolymis
23 sierpnia 2010, 13:23Dietę Dukana :) Tylko, że mnie ona baaardzo wolno idzie. I miałam już parę kryzysów. Ale od dziś znaczynam znów :)