Hej,
Sporo się u mnie zmieniło. Ten pamiętnik będzie służył tylko wpisywaniu pomiarów i przemyśleń raz na tydzień. W sumie nieważne czy ktoś to czyta, mam potrzebę pisać
- okazało się przy diagnozach, że moje problemy zdrowotne są związane z depresją i z nerwicą... to prawda, od 13 lat mam depresję, jednak już dawno udało mi się ją jakoś zwalczyć w sobie jeśli chodzi o nastrój (może nie jeśli chodzi o samoocenę i "walkę" o swoje, ale jeśli chodzi o odczuwanie przyjemności, chęć do życia to na pewno )... niestety, kompletnie odbija się to fizycznie. Dowiedziałam się przy okazji, że osoby z nerwicami... nie powinny uprawiać ćwiczeń fizycznych. Bo to dodatkowy stres dla organizmu. Niestety, u mnie to na pewno prawda. Teraz mieszkam na wielkiej górze i za każdym razem gdy wchodzę po schodach, moje nogi są mega napięte i nie mogę ich rozluźnić, jakbym weszła na Mount Everest. Po ćwiczeniach typu basen (czy sprzątanie do przeprowadzki ) mam nawet nie zakwasy, tylko nerwobóle. Po wysiłku występują też krwawienia bez okresu. W sumie przez ostatnie 2 lata zdobyłam sporo informacji co do swoich chorób. Przynajmniej wiadomo z czym się walczy i jak. Grunt to rozpoznać przeciwnika.
Rzeczy, które pomagają i które mogę wykonywać: spacery (najlepiej nie jakieś super szybkie), joga (też nie jakaś wyczynowa, zwykłe proste ćwiczenia trochę a'la pilates), rozciąganie (nawet w ciągu dnia, bo napięcie mięśniowe jest ogromne).
- DIETA. Wiedząc o tym, że raczej sobie nie poćwiczę mimo prób i chęci, jak również nie chcąc zażywać psychotropów, poszłam do dietetyczki (mogę we Wrocławiu polecić bardzo dobrą, młodą ale sprawdzoną i moim zdaniem niezbyt drogą - jeśli ktoś chce). Słyszałam, że profesjonalna dieta czyni cuda, nie tylko odchudza, ale przede wszystkim pomaga zdrowotnie, bo jest oparta na Twoich wynikach badań, jest ustawiona idealnie pod Twój dzień itp. Postanowiłam sprawdzić. I... faktycznie. Nie dość, że sporo schudłam, to po dwóch tygodniach (po pierwszym głównie padałam na ryj hahahaha) zaczęłam się coraz lepiej czuć. To była dla mnie niesamowita przemiana i pomogła mi przetrwać bardzo trudny okres kiedy oboje z mężem byliśmy przez kilka miesięcy bez pracy. Właściwie to ja byłam wtedy taką ostoją stabilności, co jest wręcz niespotykane, bo jestem przecież osobą z problemami psychicznymi. Miałam też pierwsze remisje od 6 lat (tj. mogłam normalnie oddychać, chodzić... pewnie dla wielu ludzi to niewyobrażalne że takie rzeczy stanowią problem). Niestety, kończyła się kasa, zaczęły się coraz większe nerwy, więc przerwałam na parę miesięcy (i niestety, w chwili największych problemów, kiedy mieliśmy na koncie okrągłe zero, znowu zjechałam zdrowotnie tam gdzie byłam poprzednio wrrr. Czyli zaczynam walkę od nowa).
- Norwegia. Hejjjjjj czy jest tu jakaś dziewczyna z Oslo lub okolic? Od stycznia mieszkamy w Norwegii. Mąż pracuje jako inżynier. Brał udział w takiej długaaaaśnej rekrutacji. Tu mogę się pochwalić, bo miał trochę (tzn. trochę dużo) wypalenia zawodowego przez swoich poprzednich pracodawców, więc zmieniłam mu CV na bardziej spersonalizowane zamiast głupiej korpogadki do HRowców z jakichś poradników "jak pisać CV" lol. Mając takie kwalifikacje jakie on ma, powinien móc sobie wybierać, a więc pracować w firmie która pasuje do niego charakterem, to wtedy nie będzie się irytować ani rozmowami z HR-owcem, ani pracą. No i faktycznie, zaczął dostawać odpowiedzi od fajnych firm (niestety, tylko z zagranicy). Norwegowie odpisali dosłownie po 5 minutach, od razu pojawiła się chemia, i chociaż ta rekrutacja trwała strasznie długo (zadania, zbieranie referencji), chcieliśmy to złapać. No i koniec końców jesteśmy tutaj.
- Trochę się przyzwyczaiłam już do tutejszych sklepów (wolę polskie, wrrr) oraz cen (również preferuję polskie ), więc postanowiłam wrócić do diety. Dalej nienawidzę przyrządzania posiłków, ale mam przynajmniej dobre przepisy i 5 dopasowanych jadłospisów. Wczoraj była pożegnalna pizza, piwo i ciacho a dzisiaj już dwa posiłki z diety i zaraz idę na zakupy dokupić resztę rzeczy.
POMIAR I:
66,2 kg (w sumie po różnych wzlotach i upadkach moją maksymalną wagą było 71 kg w maju 2018r, a w sierpniu po stosowaniu diety ważyłam bodajże 63 kg. Potem to było głównie 64,6 kg, którą mój organizm sobie "zapamiętał". Ostatnio trochę poszalałam: koniec pierwszej sesji na magisterce, Walentynki, dwa wyjścia w weekend "na miasto" poświętować norweskimi specjałami, stąd wzrost, który mam nadzieję szybko zejdzie).
biust: 102,5 cm
talia: 80,5 cm (o tak, to pizza na pewno)
brzuszek: 88,5 cm
biodra: 105 cm
łydka: 39,5 cm
tracy261
18 lutego 2019, 21:22Nie masz łatwo w życiu, ale mam nadzieję, że nowe miejsce, stabilizacja no i wsparcie kochającego człowieka pozwolą Ci zwalczyć najgorsze objawy. Trzymaj się :)
Shahrazad
18 lutego 2019, 23:29o, widzę że byłaś w "moim" Wałbrzychu (tam się urodziłam)... a ja jesienią byłam w Twojej Bydgoszczy ;) nooo tak, tak, kroczek po kroczku do przodu. Dzisiaj pierwszy dzień zaliczony, organizm dopominał się o cukier :p trzeba go przetrzymać
tracy261
19 lutego 2019, 20:26I jak się podobalo w moim mieście? Bo mnie w Twoim bardzo :)
Shahrazad
25 lutego 2019, 12:11Oj kochana, tak to dawno nie poimprezowałam jak z ludźmi z Bydgoszczy (to były koncerty i pokazy filmowe w ramach festiwalu a potem aftery w Mózgu).
Angelofdeath
18 lutego 2019, 19:03Czesc. Trzymam kciuki za diete, bede do Ciebie zagladac, prawdopodobnie od marca lub kwietnia tez bede pracowac w Norwegii, czekam na decyzje :) Pozdrawiam
Shahrazad
18 lutego 2019, 19:31O, trzymam kciuki za Twoją pracę :) no, parę tygodni chodzą te urzędy i jeszcze trzeba się zgłosić na policji hahaha. Jak będę miała nowy paszport w marcu to idę się rejestrować na pobyt :)