waga: 64,8 kg (no comment...)
Poprzedni czwartek był dla mnie naprawdę idealnym dniem i w piątek rano osiągnęłam swoją rekordową wagę 63,6 kg. Niestety od piątku zaczęłam się przygotowywać na zjazd na uczelni i jadłam zamawiany obiad, filet ze szpinakiem z serem i talarkami (i kawę mrożoną z bitą śmietaną na spacerze :x). Sobota była dniem pół na pół (przeważnie dobrym, bo nawet ugotowałam obiad, ale zjadłam też trochę loda), no i wreszcie niedziela - cały dzień poza domem, nie dość że z nerwów prawie nie spałam i potem w poniedziałek za to spałam z 13 godzin, to jeszcze jadłam takie smakołyki jak: batonik z Biedronki, bagietka Caprese w Starbucksie, panini z kurczakiem w kinie Nowe Horyzonty (niestety odkąd zmienili menu drugi raz już jem coś niesmacznego...), a na kolację zupę miso i bodajże 14 kawałków sushi. Też już zamawialiśmy bo nawet nie miałam siły zrobić kanapki. W poniedziałek stanął mi przed oczami licencjat i ostatnie projekty na zaliczenie, prawie cały dzień wybierałam i zamawiałam brakujące książki (będzie ich jeszcze z 10 hahaha, już prawie nie mam pieniędzy na ten miesiąc), w efekcie kiedy poszłam z mężem wieczorem na spacer, wylądowaliśmy w pobliskiej kubańskiej restauracji, która jest bardzo fajna. Zjadłam gazpacho i takie pyszne placuszki z zielonego banana :D I dwa kruche ciasteczka.
To nie było bardzo duże danie, tylko tak wygląda na zdjęciu :)
Miałam też 3 dni przerwy w ćwiczeniach, ćwiczyłam dopiero wczoraj. Niestety u mnie to jest standard że jak się idealnie nie pilnuję z jedzeniem (a zwłaszcza jak jem coś "z miasta"), to dzień w dzień waga idzie +0,5 kg tak jak teraz. Nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie to działa. Z mojego planu wynika, że skończę pisać pracę 30.06, a do tego czasu czeka mnie naprawdę zapiernicz dzień w dzień. Boję się o siłę do gotowania, codziennego spaceru i ćwiczeń :( Przynajmniej już się teraz tak nie stresuję, bo promotor wie że się bronię we wrześniu, a z innych rzeczy powinnam zdobyć zaliczenia (tak sądzę :p) OK to jeszcze pokażę jak się bawiłam filtrem :)
OK teraz gotuję sobie jajko, zjem z weką, a potem zjem brzoskwinię, potem idę na zakupy, chyba zrobię na obiad kurczaka i puree i sałatkę z pomidorem, cebulą i vinegret, a potem zaczynam książkowy maraton BRRRR xDD