Dwa miesiące po ślubie a chwilami mam takie okresy, że mam go dość, mam go serdecznie dość i najchętniej bym go wyrzuciła z domu ( to mniejsze zło) bądź udusiła (to większe zło). Ogólnie mój M. jest przecudnym człowiekiem, wrażliwym na krzywdę innych, pomocnym, dobrym i naprawdę nie żałuję, że za niego wyszłam mimo chwilowych kryzysów. Taki właśnie nastał...
Mój M. to straszny bałaganiarz, po prostu nic do niego nie dociera, wiecie, że nawet ciężko jest mu po ubraniu się bądź rozebraniu zamknąć szafę...przesuwaną!
Mi się to w głowie nie mieści, szafa lekko chodzi wystarczy lekko popchnąć i sama się zamknie, ale "co mi przeszkadza otwarta szafa?" No tak to wyjmijmy z niej drzwi bo po co one są?? Ja wiem to jest szczegół ale takich szczegółów doprowadzających mnie do furii jest więcej. Gdzie stoi i się rozbiera tam rzuci ubrania. I to nie jest tak, że po ślubie zaczęliśmy ze sobą mieszkać o nie, mieszkaliśmy ponad rok razem i ja cały czas tłumaczę, non stop proszę, rozmawiam i k.r.a jak grochem o ścianę!
Do tego stał się gderliwy jak ja gdy mam okres, o co go nie poproszę to musi marudzić i gderać, że aż nie mam ochoty go o nic więcej prosić, ale wiem, że odpuścić nie mogę bo jak zacznę sama wszystko robić to się zarobię na amen, zwłaszcza, że on często podkreśla jak to trzeba żonie pomagać w dbaniu o dom. Pomaga nie powiem ale nagada się przy tym...
Ja wiem, że ja idealna nie jestem, ja wiem, że mam mnóstwo wad i że M. ma całą masę cierpliwości do mnie. Ale wczoraj ta szafa już kolejny raz wpędziła mnie w taką furię, dostałam takiego szału, że ściągnęłam go z podwórka, odciągnęłam od grabienia liści tylko po to żeby przyszedł i zamknął szafę. Wiem może i śmieszne ale na niego nic innego nie działa. Jak rozrzucał wszędzie swoją bieliznę to jedyną metodą, która poskutkowała było zwlekanie go z łóżka żeby łaskawie zaniósł je do kosza na pranie. Teraz już nie znajduję w przypadkowych miejscach bielizny wątpliwej świeżości.
Ufff musiałam się wygadać, bo wczoraj było ostro naprawdę pokłóciliśmy się bardzo, nie lubię takich kłótni choć wiem, że są potrzebne dziś emocje mi już trochę opadły. Wiem, że i on ma trochę racji, że ja też się zmieniłam, że stałam się wredna dla niego, muszę o tym pomyśleć. Zawsze po takich kłótniach na drugi dzień siadaliśmy już na spokojnie i rozmawialiśmy już na spokojnie o tym co nas boli i co postaramy się w sobie zmienić mam nadzieję, że i dziś tak będzie, bo mimo wszystko kocham tego mojego bałaganiarza nad życie. Poza kilkoma małymi bałaganiarsko-gderalskimi wadami to dobry mąż. Nie pije alkoholu wcale bo nie lubi, nie pali, jest domatorem, nie włóczy się z kolegami, lubi prace w ogrodzie w zasadzie dzięki niemu i ja polubiłam te prace i cieszy mnie jak kwiatek, którego razem posialiśmy wyłazi z ziemi :)
Dietki się trzymam, staram się przynajmniej oswajać ze zmianą nawyków, czasem wskoczy mi coś ponad program ale to już nie w takich ilościach jak kiedyś, że obżerałam się póki nie poczułam, że już mi niedobrze. Myślę, że powoli, powoli będzie mi szło co raz lepiej.
Mamy już całe AGD do kuchni teraz czekamy na szafki i w końcu będę mogła gotować.
A lodówka to cud nad cudy jest taka śliczna, że oboje ją dzień w dzień oglądamy i dotykamy, fakt, że ledwo ją wnieśli i ledwo przeszła przez drzwi :) ale warto było, jestem nią zachwycona i nie żałuję wydanych pieniędzy. Mówię Wam jak ja już nie mogę się doczekać swojej własnej pięknej kuchni :)
Tymczasem kawa się kończy czas się brać za robotę dziś już dzięki Bogu okres nudy w pracy minął i mam sporo spraw do załatwienia. Miłego dzionka życzę Wam wszystkim :)
Gosia
wiscontina
22 października 2014, 11:22Gosiu, można trafić jeszcze gorzej, bo na pedanta. Taki to dopiero zatruje życie. Nie ma złotego środka na dogadywanie się. Najważniejsza zasada...ROZMAWIAĆ. Ja jestem już tak długo po ślubie, że prawie nie pamiętam ile. Zawsze starałam się prosić - nie żądać. Nie zbierałam przez tydzień rozrzuconych ciuchów czy tych, które nie wrzucił do prania aż się okazywało, że nie ma czystych rzeczy. Chwaliłam jak mi w czyms pomógł. Cholera mnie brała, że trzeba chwalić jak małe dziecko. Z biegiem lat wiele rzeczy się przewartościowało. Wiem, że mnie kocha, że mogę na niego liczyć, że poza tym, że się kochamy, to się lubimy i przyjaźnimy. Więc cóż tam jakiś rozrzucony ciuch czy niedomknięta szafa. Jak tak mocno mnie wkurzy, to robię bilans. Zawsze wychodzi, że ma więcej plusów niż minusów i że na pewno nie chciałabym być bez niego.Pewnie, że nadal niektóre rzeczy mnie wkurzają ale wiem, że nie da się być we dwoje bez przymknięcia czasami oczu. Życie tak szybko mija, nie warto bić piany o drobiazgi, jednocześnie nie dawać się wykorzystywać, bo to już zupełnie inna para kaloszy, Powodzenia .
SeasonsOfLove
22 października 2014, 12:18Masz całkowitą rację i tak też właśnie postępuję, dużo rozmawiamy, proszę zawsze, chwalę zawsze (choć M. uważa, że go nie chwalę, że nie widzę dobrych rzeczy a to nieprawda on po prostu szybko zapomina co dobre a pamięta co złe), po prostu wczoraj już nie wytrzymałam nazbierało się kilka rzeczy a ta szafa tylko przelała czarę goryczy i uwierz mi bardzo często przymykam oczy na wiele spraw bo też idealna nie jestem :) Dzwonił już kilka razy więc będzie dobrze, dziś porozmawiamy na spokojnie. Dzięki za wsparcie i dobre rady :)
olenka173065
22 października 2014, 08:54oj ja ze swoim też mam czasem taki problem.Zje talerza nie wstawi do zmywarki bo i po co,picie wypije butelki do kosza też nie wyrzuci.A z szafą jest dokładnie to samo.Z tym że my jesteśmy po ślubie ponad 2 lata.Czasami to aż mi się nie chce już do niego gadać,bez kitu