Dziś na wadze zwrot w złą stronę tzn. 65,3kg, ale na spokojnie to tylko zbliżający się okres. Już wczoraj wieczorem miałam opuchnięte podbrzusze i lekko mnie pobolewało, więc byłam pewna, że dziś będzie więcej. Najgorsze jest to, że w Święta wykasowałam sobie niechcący z telefonu kalendarzyk i teraz nie wiem kiedy mam dostać @. Wydaje mi się, że poprzednią miałam jakoś w drugim tygodniu grudnia, ale to tylko przypuszczenia, bo nie mam pojęcia :P No ale nieważne.... najważniejsze jest to, że skok wagi przyszedł dziś a nie wczoraj, gdy miałam wpisywanie wagi do notesu haha :D
Wczoraj ćwiczenia - były, sałatka - była, woda - była, z tym że dzieci zaczęły mi wieczorem podpijać wodę z mojej szklaneczki i czasem nie wiem czy to ja już tyle wypiłam czy ktoś mi wypił :P Ogólnie jest ok i staram się trzymać... wczoraj pozwoliłam sobie na kostkę czekolady gorzkiej z nadzieniem kokosowym (serio,1sztuka tylko) do herbaty, ale policzyłam to jako podwieczorek i potem już tylko kolacja była. Co prawda ostatnio zaczęłam jeść 2 kanapki a nie 1, ale tak zimno mi jest mimo kaloryferów grzejących na max (czuje jak ciągnie od podłogi, kanałów wentylacyjnych i okien), że muszę zjeść więcej żeby nie rzucić się na coś niezdrowego ;) Myślałam, żeby położyć koce na parapecie, ale chyba ma przyjść ocieplenie, więc już nie ma sensu... :]