Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pierwszy dzień nowego życia


Oby ten tytuł wyznaczył rzeczywistą granicę.
Nastawiłam budzik na 6.45 i będę tak robić. Oczywiście nie wstałam od razu, ale klepnęłam "drzemkę", jednak w efekcie wstałam o 7.00 - jak nastawiałam na 7.00 to wstawałam o 7.20 i wszytko było biegiem. Teraz przynajmniej mogłam sobie wszystko spokojnie przygotować i co więcej, w miarę zaplanować dzień. Jedyny mankament jest taki, że strasznie kiepsko spałam i nie wiem, czemu. Wczoraj poszłam spać "czysta" (czytaj: zero piwa), więc nie miało mnie co uśpić, ale myślę, że to problem przejściowo. Owszem, stresy też mogą być winne, ale jak odzyskam szacunek do samej siebie, to i z tym powinno mi łatwiej pójść.
Wczoraj tak do końca jeszcze na diecie nie byłam, przynajmniej nie na planowanej, ale zjadłam:

I śniadanie: kanapka z chleba słonecznikowego z pastą jajeczną, kiełkami i salami
obiadokolacja: 1 serdelek, kawałeczek piersi z kurczaka, kawałek jabłka

Ale bez obaw, nie zamierzam się głodzić, bo wiem, że to daje raczej zero efektów, a i nie jestem w wieku na takie hece. To po prostu był brak planu.
Ćwiczenia: 2 mile z Leslie Sansone z ćwiczeniami na górne partie ciała.

Dzisiaj mam w planach sałatkę z tego, co znalazłam w lodówce, lol: rukola, kiełki, oliwki, marynowane pieczarki i żółta papryka (taka lekko zdechła) plus sosik z torebki na bazie wody i odrobiny oliwy. Poza tym mam pieczonego łososia, który chyba jeszcze jest dobry. A na zajęciach z chłopakami będziemy robić pomidory faszerowane serem, więc pewno trochę złapię. Na chwilę obecną:

I śniadanie: owsianka z mlekiem (190 kal) + 1/2 grejpfruta, herbata owocowa.
Trzymajcie za mnie kciuki, co bym przetrwała pierwsze dwa tygodnie. Jak się uda, potem będzie łatwiej, wiem z doświadczenia. Niestety, wszystkie moje próby w ostatnich latach zawiodły przed upływem tych granicznych dwóch tygodni.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.