Szczerze mówiąc założyłam ten 'pamiętnik' nie tylko z myśla o odchudzaniu ;p Wręcz przeciwnie - pisanie o tym 'co dzisiaj zjadlam i ile cwiczylam' mysle, że niewiele moze pomóc. Dlatego pojawiłam się tutaj bardziej z myślą o podzieleniu się swoimi psychologicznymi przeżyciami i swoją historią... Tym co doprowadziło do mojego obecnego stanu ;p
Szukam bardziej miejsca, w którym mogę powiedziec co mysle i co mnie trapi i jednoczesnie uzyskac jakas odpowiedz. A moze nawet nawiazac jakies znajomosci, ktore poprawia moje samopoczucie :)
W moim życiu zawsze wiele się działo, dobrze jak i źle. Niestety ostatni rok (w dodatku rok 13-ty) zaliczam do bardzo, bardzo nieudanych.
Swoją historie zaczne jednak od dzieciństwa...
Gdy miałam 2 lata moi rodzice dowiedzieli sie ze jestem ciezko chora. Nie chce wdawac sie w szczegóły, ale choroba to wiazala sie z wielkim zagrozeniem i paskudną anemią. Nie miałam siły się sama poruszac, a tym bardziej rozwijac sie ruchowo. Niestety lekarze nie mogli nic zrobic az nie skoncze 6 roku zycia. Tak więc w moje 6 urodziny przeszłam niebezpieczna operacje, ktora zazegnala caaale niebezpieczenstwo.
Uradowana moim powrotem do zdrowia rodzina niczego m nie odmawiała :) Cieszyli sie ze wrocil mi apetyt. Kazdego miesiaca roslam 1cm i tyłam 1kg. I taki pryrost trwał zdecydowanie za długo ;p Gdy rodzice juz zauwazyli ze nie musze wiecej przybierac na wadze niestety nie umieli przekonac do tego mnie ;p Wykorzystywalam szantaze i placz do wywalczenia dodatkowej porcji posilku lub kolejnego batonika...
Ja jeszcze wtedy nie rozumiałam co robie samej sobie, a rodzice nie umieli ze mna walczyc.
Przez to w wieku ok. 14 lat ważyłam już 84kg.
Moje samopoczucie sięgnęło wtedy dna ;p Jak wiadomo na całym świecie dzieci w gimnazjum potrafią być na prawdę podłe... Miałam dosyć obgadywania za plecami i wstydu wiec wziełam sie za siebie.
W marcu 2008 roku zaczełam sie odchudzac. Głownie polegało to na ograniczeniu jedzenia, ale sport tez sie czasami pojawiał. Przebyłam w tym okresie takze swój młdozienczy bunt, ale mnostwo imprez i alkoholu nie bardzo mi przeszkodziło.
W czerwcu 2009 roku osiagnelam wagę 54kg.
Moje życie bardzo sie zmieniło :) Zaczeli sie mna interesowac chlopcy, sama zaczelam patrzec na siebie mniej krytycznie... Niestety gdy tylko poczułam sie tak pewnie - przestałam sie pilnowac :( Kilokramy nie wracały juz az tak syzbko, ale wracały...
Gdy wazyłam juz około 60-paru kilogramow, cyzli ponad 2 lata temu, w moim zyciu pojawił się chłopak, z którym jestem az do teraz. To znowu dodało mi pewnosci siebie i ponownie zaczelam tyć. (Jednak bardzo długo udało mi sie utrzymać wagę 65kg.)
Coraz bardziej sie do niego przyzwyczajałam i przez to coraz mniej pilonowałam ;p Gdy zamieszkalismy razem na pierwsyzm roku studiów przestałam się przejmować waga calkowicie...
Nasza dieta opierała sie na fast foodach i słodyczach ;p Jemu jednak to nie zaszkodziło, bo jest amatorskim sportowcem i wszystko co zjadał - spalał. Ja jednak tyłam dalej.
Na początku drugiego semestru ważyłam już ok. 70kg.
I wtedy właśnie dowiedziałam się, że zaszłam w ciąże...
Była to dla nas (na tamtą chwile) ogromna tragedia ;p Ja, choc zawsze chciałam rodziny i dzieci, byłam przerazona. A co dopiero mój chlopak, ktory dzieci nie planowal miec jeszcze przez najblizsza dekade...
Zaczal sie dla mnie okropny okres w tym momencie ;p Nieustanne kłotnie z matką, z chlopakiem, ze znajomymi... Zawalilam semestr studiów. Mój chlopak byl załamany. Mówił ze to na pewno jakas kara. Ogólnie uwazalismy to za tragedie.
Jednak miesiac temu z hakiem pojawiła sie wieksza tragedia. Lekarz ginekolog na wizycie zauwazyl komplikacje i wade u dziecka.
Trafiłam do specjalistycznej kliniki i pare dni po przyjeciu lekarze zdecydowali sie na ciecie cesarskie.
29 lipca 2013 r. urodziłam dziecko. Niestety zmarło 50 minut później...
Myśle ze nikomu, szczegolnie w tym wieku, nie powinno przydarzyc sie cos takiego. Nie chce robic z siebie ofiary, ale mysle ze to wydarzenie bardzo mnie zmienilo i ze nigdy nie wyrzuce go z głowy.
Przez ponad 6 miesiecy nosiłam w sobie dziecko, a potem z dnia na dzien je straciłam.
Oszywiscie teraz ja i moj chlopak mamy okropne wyrzuty sumienia. Teraz uwazamy ze to byla kara za to, ze nie cieszylismy sie tym dzieckiem tak jak powinnismy.
Miesiac od tego zdarzenia mam sie już dużo lepiej. Postanowiłam troche wziac sie za siebie, zeby odjac sobie zmartwien.
Mam 20 lat i ciąza zrujnowała moje ciało - a nie dała mi przyjemnosci bycia mama.
Waże aktualnie ok. 79kg. (W dzien porodu wazylam 88kg, troche juz starcilam)
Moje ciało prezentuje sie okropnie.
Mam mnostwo rozstepow, blizne, niewyobrazalny celulit. Nosze rozmair 44 a nawet 46.
Oczywiscie nie uwazam swojego aktualnego wygladu za najgorszy aspekt tych wydarzen, ale mysle ze czesc z was zrozumie mnie ze jak najmocniej chce uciec od rzecyz kojarzacych sie z tym wszytskim ;p Wiem, ze nie pozbede sie blizny, ale przynajmniej odzyskam swoja figure.
Niewiele osob wiedzialo o mojej ciazy, jeszcze mniej wie o tym ze stracilam dziecko...
Mam nadzieje ze ktokolwiek to przeczyta i ze bede mogla liczyc na wasze wsparcie.
Mój cel to nie tylko niska waga i lepszy wyglad, ale tez lepsze samopoczucie psychiczne...