Jest i nowa praca, ale wraz z nią nie zmieniło się nic. Mam satysfakcję, że robię coś ambitnego, a szefowa jest zadowolona, ale równocześnie zakończyłam swój związek i po niespełna 2 miesiącach od tego wydarzenia czuję, że muszę skorzystać z pomocy specjalisty. Inaczej zakatuję się myślami i objadaniem; znów skończę na ostrym dyżurze i w duchu będę przeklinać się za swoją głupotę.
Mam ogromne problemy sama ze sobą i mimo, że ćwiczę prawie codziennie, co sprawia mi niemałą satysfakcję, to budzę się w środku nocy i znów objadam.. Jedzenie daje mi niesamowitą ulgę i ukojenie, ale sama jestem świadoma, że to prosta droga do depresji. Może już w niej jestem?
Mam wiele powodów do dumy - wiele wyborów w swoim życiu dokonałam świadomie - między innymi zrezygnowałam z magisterki, by rozwijać się zawodowo i zabezpieczyć się finansowo na przyszłość. Od 2 lat odkładam pieniądze na mieszkanie, mam cel w życiu, rozwijam swoje zainteresowania. Nie brak mi urody, wdzięku, wiary, ale jednak to nie sprawia, że czuję się szczęśliwa. Ogarnia mnie wręcz rozpacz, a każda cząsteczka mojego ciała krzyczy w niewiadomym kierunku.
To wszystko zaczęło się dziać, gdy zakończyłam swój związek, który sukcesywnie odbierał mi poczucie kobiecości. Teraz jednak wcale nie jest lepiej. To istna kołyska wahań nastroju - od euforii, po dziki płacz nienawiści do życia.
Co jest ze mną do cholery??
angelisia69
7 lipca 2016, 14:34nigdy nie poprawialam sobie nastroju jedzeniem wiec nie pomoge,jednak wiadomo ze jest to bledna droga i jak najszybciej trzeba z niej zejsc,zanim pojawia sie inne choroby
annaewasedlak
7 lipca 2016, 10:49Chyba to depresja istotnie trzeba skorzystac z pomocy. Pozdrawiam i zyczę lepszego samopoczucia
spelnioneMarzenie
7 lipca 2016, 10:43mam wrazenie ze mowisz o mnie! tylko ja jestem w zupelnie innej sytuacj, bez pracy, dziecko, maz, boje sie wszystkiego, ludzi...