Od tygodnia mam potężne problemy z zaparciami i wzdęciami. Na początku myślałam, że to przez to, że 2 razy zjadłam obiad na mieście i kiedy przestanę restaurować się poza domem, moje dolegliwości miną. Przeliczyłam się. Dziś nastąpiło apogeum wszystkiego - na zajęciach musiałam rozpiąć spodnie (dobrze, że miałam dłuższy sweter :P), każdy posiłek był jak pakowanie w siebie kamieni. A później.. może nie powinnam tego pisać, ale moja macica była tak "spuchnięta", jak u kobiet w okresie połogu :/ Natychmiast skontaktowałam się z pielęgniarką. Odstawiam ten cudowny duphaston i mam nadzieję, że rozwiążą się moje problemy.. :(
A z dobrych wieści - taśma zamówiona, konsultacja ze studentem fizjoterapii zaliczona :) Na razie odpuszczam sobie ciężkie treningi siłowe na nogi, które do tej pory wykonywałam. Zastąpię je na miękkich powierzchni, choć nie uśmiecha mi się ćwiczyć bez żadnego obciążenia.. No ale cóż, kolan nie wymienię :)
Śniadanie: krupnik, jabłko
II śniadanie: sernik bezglutenowy i bezcukrowy z bananem i połową mandarynki
Obiad: kurczak w imbirze i cynamonie z papryką i razowym makaronem, kilka kostek czekolady
Podwieczorek: koktajl białkowy
Kolacja: pół porcji makaronu z mięsem
B: ok. 115 g
W: ok. 130 g
T: ok. 25 g