Dzień przed wyjazdem, jem same warzywa i owoce. Były winogrona, pomarańcza, marchewka, "zupa" z warzyw i trochę gotowanego kalafiora. W pracy mnie skręcało, patrzyłam jak sroka w gnat jak inni jedzą - pierogi, makarony, ciastka, krokiety...uuu... jak mi to wszystko pachniało! Dobrze, że w domu nie muszę nic nikomu gotować, ślubny się teraz sam stołuje na mieście, żeby mnie nie drażnić Tylko przy kolacji wsadziłam nos w jego talerz, żeby się chociaż nawąchać
Prawie wszystko spakowane, jutro jeszcze zamieszczę obiecane wymiary/wagę.