Cześć dziewczyny!
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Z racji tego, że jest akcja "Poznań za pół ceny", wybrałam się z M., jego bratem i znajomymi do parku linowego. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałam się tam wybrać i moje marzenie się spełniło. Oczywiście wszyscy szli na najwyższą trasę, więc skoro oni po raz pierwszy mogli, to czemu ja nie? Tym bardziej, że reszta dziewczyn w ogóle nie szła. No i na początku oczywiście strach, bolące ręce, ale i taka euforia. Aż doszło do takiej przeszkody, że trzeba się przejechać na takim pręcie, co się go trzyma nad głową, może kojarzycie. No i tam jest taka lina, żeby go przyciągnąć z jednej strony na drugą. I tyle razy się przymierzałam, żeby zjechać, bo bałam się, że ręce nie wytrzymają czy coś. No ale pojechałam i w pewnym momencie zaplątałam się w linę, więc nie dość, że się zatrzymałam w prawie połowie liny, to lina zaplątała mi się przy szyi (na szczęście nie w okół jej, tylko od jednego ramienia i tak przez szyję). Spanikowałam, bo trochę mnie to podduszało, do tego strasznie ta lina obszorowała mi szyję i ręce puszczały ten pręt. Po paru sekundach puściły, na szczęście byłam zabezpieczona, bo gdybym zapomniała, to bym spadła (bo każdy musi się sam zabezbieczać przy każdej przeszkodzie). Dobrze, że mój M. był za mną i widziałam jak szybko po takiej drabinie ze sznurków mknął (a była mega ciężka do przejścia) i ściągnął najpierw sznurek z mojej szyi (okazało się, że jeszcze w nogach się zaplątał, a potem wciągnął tym sznurkiem ten pręt razem ze mną. Wszyscy na mnie patrzyli jak tak wiszę (niby wyglądało to dość przerażająco z dołu). Jak stanęłam na kładce, to oczy we łzach, szyja piekła, nogi drżały i nie chciałam iść dalej. No ale nie chciałam zejść. M. mnie przytulił, uspokoił i żeby dalej iść musiałam znowu zjechać (bo wciągając mnie, jakbym się cofnęła). Nawet nie wiecie jak się bałam. Serce waliło jak młot, ale dałam radę. Ogólnie było bardzo ciężko, bo ta trasa jak na pierwszy raz jest mega hiper trudna! Przeszłam całą, ręce tak mnie bolały (bolą do teraz i dłonie!), ale powiem wam, że cieszę się, że to przeszłam, że przełamałam ten lęk, który się dzisiaj we mnie narodził, czuję się silniejsza psychicznie. I pewnie za jakiś czas spróbuję jeszcze raz, ale będę bardziej uważna jeżeli chodzi o liny i dobrze by było mieć silniejsze ręce :D
Potem pojechaliśmy coś zjeść i padło na Burger Kinga, mała kanapka z kurczakiem i druga z wołowym kotletem (pół jednej i pół drugiej)! No ale po tylu godzinach jako pierwszy posiłek, to sobie wybaczam (bo nie jadłam chyba z 5h!). No i M. dzisiaj śpi u mnie, więc przed 22 (!) zjadłam same mięsko w sosie winno-musztardowym i z 3 oliwki i 4 migdały. Do tego pół lampki wina na spokojniejszy wieczór, a teraz herbatka!
Więc jeżeli ktoś dzisiaj widział w parku linowym taką rudą spanikowaną, wiszącą dziewczynę, to niestety byłam to ja. Szybko o mnie zapomnijcie, bo mi cholernie wstyd! Z drugiej strony, tylko mi się mogło to zdarzyć, bo ja to mam takiego pecha, a zarazem szczęście, że TYLKO zawisłam. Oczywiście nikomu innemu nie mogło się to przytrafić! ;-) Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak dodatkowej aktywności fizycznej!
Śniadanie
- owsianka na mleku z pestkami dyni i rodzynkami
- zielona herbata
II śniadanie
- dwie kromki chleba: jedna z twarogiem i pomidorem, druga z masełkiem, polędwicą i pomidorem
- jabłko
Obiad
- pół Whoppera Jr. i pół kanapki z nuggetsami w Burger Kingu
Kolacja
- schab duszony w winie i musztardzie
- 3 oliwki
- 4 migdały
- herbata owocowa
- pół lampki wina
Ach od 2 do 6 czerwca będę w Barcelonie, bo wyczailiśmy z M. tanie loty, więc muszę się porządnie wziąć za siebie!
Dobranoc kochane! ;-)
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Z racji tego, że jest akcja "Poznań za pół ceny", wybrałam się z M., jego bratem i znajomymi do parku linowego. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałam się tam wybrać i moje marzenie się spełniło. Oczywiście wszyscy szli na najwyższą trasę, więc skoro oni po raz pierwszy mogli, to czemu ja nie? Tym bardziej, że reszta dziewczyn w ogóle nie szła. No i na początku oczywiście strach, bolące ręce, ale i taka euforia. Aż doszło do takiej przeszkody, że trzeba się przejechać na takim pręcie, co się go trzyma nad głową, może kojarzycie. No i tam jest taka lina, żeby go przyciągnąć z jednej strony na drugą. I tyle razy się przymierzałam, żeby zjechać, bo bałam się, że ręce nie wytrzymają czy coś. No ale pojechałam i w pewnym momencie zaplątałam się w linę, więc nie dość, że się zatrzymałam w prawie połowie liny, to lina zaplątała mi się przy szyi (na szczęście nie w okół jej, tylko od jednego ramienia i tak przez szyję). Spanikowałam, bo trochę mnie to podduszało, do tego strasznie ta lina obszorowała mi szyję i ręce puszczały ten pręt. Po paru sekundach puściły, na szczęście byłam zabezpieczona, bo gdybym zapomniała, to bym spadła (bo każdy musi się sam zabezbieczać przy każdej przeszkodzie). Dobrze, że mój M. był za mną i widziałam jak szybko po takiej drabinie ze sznurków mknął (a była mega ciężka do przejścia) i ściągnął najpierw sznurek z mojej szyi (okazało się, że jeszcze w nogach się zaplątał, a potem wciągnął tym sznurkiem ten pręt razem ze mną. Wszyscy na mnie patrzyli jak tak wiszę (niby wyglądało to dość przerażająco z dołu). Jak stanęłam na kładce, to oczy we łzach, szyja piekła, nogi drżały i nie chciałam iść dalej. No ale nie chciałam zejść. M. mnie przytulił, uspokoił i żeby dalej iść musiałam znowu zjechać (bo wciągając mnie, jakbym się cofnęła). Nawet nie wiecie jak się bałam. Serce waliło jak młot, ale dałam radę. Ogólnie było bardzo ciężko, bo ta trasa jak na pierwszy raz jest mega hiper trudna! Przeszłam całą, ręce tak mnie bolały (bolą do teraz i dłonie!), ale powiem wam, że cieszę się, że to przeszłam, że przełamałam ten lęk, który się dzisiaj we mnie narodził, czuję się silniejsza psychicznie. I pewnie za jakiś czas spróbuję jeszcze raz, ale będę bardziej uważna jeżeli chodzi o liny i dobrze by było mieć silniejsze ręce :D
Potem pojechaliśmy coś zjeść i padło na Burger Kinga, mała kanapka z kurczakiem i druga z wołowym kotletem (pół jednej i pół drugiej)! No ale po tylu godzinach jako pierwszy posiłek, to sobie wybaczam (bo nie jadłam chyba z 5h!). No i M. dzisiaj śpi u mnie, więc przed 22 (!) zjadłam same mięsko w sosie winno-musztardowym i z 3 oliwki i 4 migdały. Do tego pół lampki wina na spokojniejszy wieczór, a teraz herbatka!
Więc jeżeli ktoś dzisiaj widział w parku linowym taką rudą spanikowaną, wiszącą dziewczynę, to niestety byłam to ja. Szybko o mnie zapomnijcie, bo mi cholernie wstyd! Z drugiej strony, tylko mi się mogło to zdarzyć, bo ja to mam takiego pecha, a zarazem szczęście, że TYLKO zawisłam. Oczywiście nikomu innemu nie mogło się to przytrafić! ;-) Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak dodatkowej aktywności fizycznej!
Śniadanie
- owsianka na mleku z pestkami dyni i rodzynkami
- zielona herbata
II śniadanie
- dwie kromki chleba: jedna z twarogiem i pomidorem, druga z masełkiem, polędwicą i pomidorem
- jabłko
Obiad
- pół Whoppera Jr. i pół kanapki z nuggetsami w Burger Kingu
Kolacja
- schab duszony w winie i musztardzie
- 3 oliwki
- 4 migdały
- herbata owocowa
- pół lampki wina
Ach od 2 do 6 czerwca będę w Barcelonie, bo wyczailiśmy z M. tanie loty, więc muszę się porządnie wziąć za siebie!
Dobranoc kochane! ;-)
Tazik
29 kwietnia 2013, 13:14BARCELONA !!!
Tazik
29 kwietnia 2013, 13:13No własnie, też tak sądzę :D ;) Właśnie wracam od lekarza- dostałam antybiotyki, bo anginka puka do drzwi i bardzo chce się rozwinąć. Nie dam się tej francy ! Nie tym razem ! :-) Już lekarstwo wzięte- będzie dobrze :)) Ps. Park linowy? Ale ekstra! :)) Zawsze też o tym marzyłam! :)
ZonaBatmana
28 kwietnia 2013, 20:29No przecież wiem, bynajmniej mnie to nie ubodło, raczej śmiałam się z tego co ja plotłam ;p Heh, dziękuje, ale wątpie by tak było...to raczej był 1 i ost. raz ;/ Ale raz jeszcze dziękuje też Ci tego życzę ;* ;p ps właśnie ja się przez te 2 dni cholernie przejmowałam ;p // Dziewczyno..Ty to dopiero miałaś przygodę...ja to nic w porównaniu do Cb o.O ;P Cieszę się, że nic Ci nie jest to najważniejsze...i mówisz, że przełamałaś strach...a to już jest mega, na pewno nie tylko w moich oczach...jestem pełna podziwu dla Cb, gratuluje ;* Kanapka jest Ci jak najbardziej wybaczona, tak samo brak innych aktywności, całkowicie. :) I ps nie jesteś sama, ja też mam takiego pecha, czy tam szczęście, :P Do Barcelony? Wow...Ty szczęściaro!;d Mam nadzieję, że bd robiła mnóstwo zdjęć, którymi potem się oczywiście pochwalisz ;d ;* :P
ZonaBatmana
28 kwietnia 2013, 20:29No przecież wiem, bynajmniej mnie to nie ubodło, raczej śmiałam się z tego co ja plotłam ;p Heh, dziękuje, ale wątpie by tak było...to raczej był 1 i ost. raz ;/ Ale raz jeszcze dziękuje też Ci tego życzę ;* ;p ps właśnie ja się przez te 2 dni cholernie przejmowałam ;p // Dziewczyno..Ty to dopiero miałaś przygodę...ja to nic w porównaniu do Cb o.O ;P Cieszę się, że nic Ci nie jest to najważniejsze...i mówisz, że przełamałaś strach...a to już jest mega, na pewno nie tylko w moich oczach...jestem pełna podziwu dla Cb, gratuluje ;* Kanapka jest Ci jak najbardziej wybaczona, tak samo brak innych aktywności, całkowicie. :) I ps nie jesteś sama, ja też mam takiego pecha, czy tam szczęście, :P Do Barcelony? Wow...Ty szczęściaro!;d Mam nadzieję, że bd robiła mnóstwo zdjęć, którymi potem się oczywiście pochwalisz ;d ;* :P
rroja
28 kwietnia 2013, 19:05ale przygoda!!! Barcelona, no nie, zazdroszczę bardzo!
aniakgg
28 kwietnia 2013, 00:00Mmm Barcelona:) Zazdroszczę!