Wczorajszy dzień był super intensywny i jestem z siebie naprawdę dumna. Rano spacer do sklepu, jakieś 3 km łącznie. Było gorąco, więc niełatwo było zrezygnować z klimatyzacji w aucie, ale udało się. Później pojechaliśmy nad jezioro. Przepłynęłam je wpław i z powrotem – łącznie kilometr. Po jakimś czasie zrobiłam kolejną rundę – do połowy jeziora i z powrotem, czyli pół kilometra. Łącznie przepłynęłam 1,5 km.
Po powrocie do domu byłam lekko zdechła, ale pogoda była tak fajna, że w końcu wyszłam pobiegać. Zrobiłam swoje 4 x 40 s biegania i wróciłam do domu – zmęczona, ale przede wszystkim szczęśliwa.
Dziś będzie spokojniej, po południu jedziemy do znajomych, biegać nie będę, ewentualnie pod wieczór wskoczy jakiś mały trening siłowy.
A propos, będę modyfikowała swój plan biegowy. Posłuchałam trochę mądrzejszych od siebie, poczytałam i doszłam do wniosku, że muszę zredukować puls. Przy mojej intensywności biegania praktycznie nie spałam tkanki tłuszczowej, bo energia pobierana jest głównie z węglowodanów. Znalazłam fajny plan na 3 miesiące, a celem jest przebiegnięcie 30 minut bez przerwy. Przy czym zachowywany jest puls na poziomie 65 – 75 % maksymalnego. Nieźle to wygląda i już się cieszę na realizację. Naprawdę się na to bieganie napaliłam.
Wagi póki co wciąż nie dotykam, tym bardziej, że na dniach ma mi się zacząć okres. Pewnie tylko bym się zdenerwowała.
Wykupiłam sobie pełną wersję aplikacji do interwałów, bo chociaż reklamy z początku jakoś specjalnie mi nie przeszkadzały, to przy wpisywaniu nowego planu treningowego zaczęły. To tylko 3 €, więc żaden majątek.
Idę szamać śniadanie, bo dzisiaj wcześniej musimy zjeść obiad – wszystko przez to zaproszenie „na picie”. Po ostatnich przygodach z alko zapowiedziałam, że robię za kierowcę. Ten rozdział jest dla mnie zamknięty. Czasem wpadnie jakiś radlerek albo piwo bezalkoholowe, bo ma super działanie izotoniczne, ale na tym koniec szaleństw. Nie mam już 19 lat, a szkoda...