Powrót.
Wróciłam, po prawie roku? Półtora?
Nie ważne. Ważne, że dzisiaj doszło do mnie jak wyglądam.... Rodzina i znajomi wciąż przekonują, że nie jestem taka duża jak myślę, że jestem, ale ja widzę ten wielki brzuchol, co mi pozostał po ciąży.... Zresztą mój Luby ostatnio wyraził swoje zdanie " No wiesz, są kobiety co super wyglądają po ciąży i takie co nigdy nie wrócą do tego co było przed. A Ty? Ty jesteś gdzieś pośrodku"
fu. nie powiem. zabolało. :( liczyłam raczej na tekst w stylu "Ty jesteś piękna jak dla mnie" albo coś w ten deseń :)
Szczerze. Nie zależy mi na spadku wagi - 67/66 kilo jest jak dla mnie powodem do zadowolenia. Na tym co mi zależy - czyli fałdach brzucha - postanowiłam od dzisiaj się skupić.
Koniec późnych kolacji z moim Lubym. Koniec pozwalania sobie na kebaby, pizze i tak dalej. Na stałe wprowadzam w dietę koktajle i shake w ktorych się rozkochałam jakieś dwa tygodnie temu. Hula hop wraca do łask! codziennie po 20-30 minut kręcenia ( mam nadzieję ze znajdę czas i miejsce! albowiem mój 20 msc syn kocha hulahop bardziej niż jego mama :D )
Piękna pogoda dzisiaj w Krakowie :) Dlatego przed pracą wybiorę się na spacer.
Pierwszy kilogram!
Przyznaję - nie wytrzymałam.
Miałam proste założenie - zważę się i zmierzę dopiero po tydzień po założeniu konta na vitalii. I co? Dzisiejszego poranka, gdy zobaczyłam wagę 72 kilogramów (utrzymującą się już drugi dzień <3) stwierdziłam, że MUSZĘ się zmierzyć, bo nie wytrzymam do czwartku!
Efekty są.
1,5 cm mniejszy brzuch
0,5 cm mniejsza talia
AŻ 4 cm mniejsze biodra!
1 cm mniejsze udo.
Cóż najbardziej cieszę się z brzucha, gdyż na tej partii najbardziej mi zależy :) Dodatkowo widzę jakiś efekt więc coraz więcej napalam się na ćwiczenia :D
Chyba dopadła mnie depresja zimowa. Zimno, wietrznie, ponuro i zimno! Dopadło mnie choróbsko - chyba sama na nie zapracowałam sobotnim nocnym wyjściem z Moim na imprezę ( Boże! Dzięki Ci, za dziadków) .
No nic, aplikuję ciepłe mleko z miodem i czosnkiem, gripex i ciepłe łóżko - korzystając z faktu, iż Maluszkiem zająć się może tatuś ;)
Totalna masakra.
Nawet nie wiem od czego zacząć. Wczoraj tak bardzo wszystko Mi nie wychodziło. Tak bardzo nędznie się czułam i tak mało czasu miałam. Szok. Chyba pierwszy raz od 3 miesięcy Mały dał czadu w ciągu dnia takiego, że mój spokój wewnętrzny ( a dla tego brzdąca pokłady spokoju są ogromne!) się powoli wyczerpał. Byłam zła i wściekła nawet nie na Małego, ale na samą siebie, że nie umiem odpowiedzieć na pytanie "o co mu chodzi i czemu płacze". Dziś ochłonąwszy stwierdzam, iż miał zły dzień. Każdemu się zdarzyć może.
Byłam też zła na partnera, że przyszedł z pracy, zjadł, i położył się spać zamiast cokolwiek mi pomóc. A widział, że ani gary nie umyte, ani pranie nie poskładane, ani nic w domu nie zrobione.
I wreszcie byłam wściekła na siebie. Na swój wygląd. Na to, że życie jest tak bardzo niesprawiedliwe, bo niby dlaczego to właśnie Ja muszę znów od nowa walczyć o "ładne" ciało. Ogólnie wszystko mi wczoraj nie podchodziło, leciało z rąk i powodowało straty. Z tego wszystkiego w trakcie ćwiczeń zmieniłam ich kolejność i zamiast jak zawsze po rozgrzewce zabrać się za Mel B. stwierdziłam, że spróbuję z Ewą drugiej części Treningu z Gwiazdami.
Co się okazało? Polegałam. Nie wiem jak to możliwe, ale nie dałam rady wytrzymać 40 minut i po 25 mało prawdopodobnie, że efektywnego treningu skończyłam, poszłam się myć, wyciągnąć bułki z piekarnika i spać. Katastrofa! W dodatku wydaje mi się, że kompletnie nic nie widać po mnie, że ćwiczę już ponad 10 dni. Ale może zbyt szybko chcę zobaczyć efekty. Mój M. mówi, że przecież skoro ćwiczę to na pewno efekty będą. No nic. Zobaczymy.
W maju mam ślub przyjaciółki. A w marcu moje urodziny. Tak więc do połowy marca muszę zacząć wyglądać :D
zastanawiam się na jaką dietę przejść. Czy na 1800 kcal, czy 1500. -.-'
Pierwszy wpis, pierwsze zapoznanie.
Ciąża to jeden z
najpiękniejszych okresów życia jakie mogą trafić się kobiecie. Jak to mówi mama:
"To czas, gdy możesz jeść wszystko na co tylko masz ochotę i nikt nie
powinien Ci robić z tego powodu wyrzutów". I tak było ze mną. Pomimo
niewielkiego wzrostu wagi w trakcie ciąży i dosłownie 4 kilogramowej
pozostałości po niej czuję się dalej jak słonica. Bardzo chcę wrócić do mojego
wyglądu sprzed ciąży - bo choć nie był idealny, był wypracowany przez ponad rok
ciężkiej harówki.
Mój synek ma skończone 3 miesiące najwyższa pora więc zadbać
o swój wygląd. Cel - 67 kilo ( choć jak będzie mniej to nie pogardzę :D ) i
przede wszystkim zmniejszenie obwodu brzucha. A właściwie wylewającego się ze
spodni wałka -.-
Dlatego też biorę się za siebie z jeszcze większym zapałem. Od 21 listopada ćwiczę średnio przez 4-5 dni w tygodniu po około 45-60 minut. Jak na razie efektów nie widać :) Ale wiem, że czas chudnięcia to czas kiedy stawia się małe kroczki do upragnionego celu.