Nie wiem.
Dziś nie szłam do szkoły i byłam nastawiona na długie spanie. Aha. Godzina 6 minut 19 oczy jak pinć złotych i nie ma mowy o dalszym spaniu. Jak nie ja. Najpierw na siłę zamykałam oczy i myślałam, że zasnę, ale nie wyszło. Wzięłam książkę i skończyłam ją. Wstałam po 8, zjadłam, poszłam do kościoła. Wróciłam. Popedałowałam przez 30 minut. Wieczorem znów popedałuję albo może pójdę na prawdziwy rower. Chociaż zimno jak nie wiem. No maj niby prawie a tu zimno. Może to i lepiej, tłuszcz mogę ukrywać pod większą ilością ubrań :D
Przy niedzieli zjadłam kawałek ciasta, garść krakersików. I zjadłam obiad - za dużo tego było i teraz czuję się nietęgo. Do tego przejechałam 10km, co z wcześniejszą jazdą daje mi prawie 26km. Na "prawdziwy" rower się nie zdecydowałam - niby słońce ale wieje a ja i tak już kaszlę, więc lepiej sobie odpuścić. Jestem zadowolona z tego, że mam chęć pedałować, chociaż jest to zupełnie coś innego niż zwykły rower.
I jeszcze teraz wymyśliłam sobie, że pojadę na wakacje. Sama gdzieś na tydzień i niech się dzieje co chce. Pierwsza myśl to Bieszczady - nie przepadam za górami, ale gospodarstwo agroturystyczne gdzieś bez ludzi brzmi całkiem fajnie.