Miałam wczoraj urodziny. Tak naprawdę to nie ma się czym chwalić, bo to tylko kolejny krzyżyk na karku. No ale fakt jest faktem, jestem starsza. Dostałam dużo słodyczy (akurat mi teraz jak nie powinnam), kilka drobiazgów, bukiet róż i słonia-maskotkę. Przez tego słonia i róże to miałam wczoraj masakrę, bo brat też przyjechał i była gadka, że szwagier też mógł się pojawić. Jasne.
Ogólnie to jestem objedzona słodkim aż jest mi niedobrze. Tak słodko, że aż gorzko.Czekam poniedziałku i powrotu do normalności. I w miarę ogarniętego jedzenia, w którym nie ma tyle cukru. Jakby nie było, to ruch mam, bo jak się nie poruszam w ciągu dnia, to czuję się jakoś dziwnie. Tak jakby mi ruchu było za mało.
Nie będę pisać o jedzeniu ani o piciu. Było dużo i dużo. :)
agajeszczeraz
21 stycznia 2017, 22:29o jak rozumiem Ciebie.....u mnie imieniny i....no właśnie....
rinnelis
22 stycznia 2017, 13:22no własnie...:) ale jutro już będzie inaczej :)