Jedzenie dzisiaj także kiepsko - miałam rano rozmowę o pracę i na sniadanie zjadłam pół kromki chleba z masłem i jak wróciłam do domu po 14, to wiadomo co. Zjadłam pączka, zupkę z proszku (która wydawała mi się taka pyszna - tzn wspomnienie o niej, bo jak zaczęłam jeść, to okazało się, że wcale dobra nie jest), później ziemniaki i pieczone skrzydełka i na kolację bułkę wieloziarnistą z wędliną, oliwkami i papryką. W sumie też dużo chodziłam po mieście a po powrocie do domu wytargałyśmy z mamą na balkon dywan wielki jak boisko (2,5 na 3,5m czy jakoś tak - ciężki jest że masakra) i wytrzepałam go, wyszczotkowałam i na koniec "wyprałam". Może źle nie będzie.
Godzinę siedziałam w kolejce do spowiedzi, myślałam sobie "na bank kolejki nie będzie, w mieście? no gdzie..." GODZINA. I myślałam, że już nie zdążę, bo spowiedź od 11 do 13, ale udało się ;) Mogę zostać matką chrzestną. W ogóle po powrocie do domu zajarzyłam, że nie kupiłam żadnej pamiątki, prezentu też nie - ale to wezmę młodą na zakupy i sobie coś wybierze (moja chrześnica, to dziecko podrośnięte :) ).
Ostatecznie zakładam spódnicę i bluzkę, bo sukienka zrobiła się za krótka...jakim cudem? Nie wiem.Przetrwać te trzy dni i będzie dobrze.