I już po weselu. Boli mnie tyłek, boli mnie gardło, ale tylko trochę i ogólnie to źle nie było. Spódnica mi podłaziła do góry w czasie tańca, ale trudno i tak od którejś tam godziny to już mi się nic nie chciało tylko spać :) I zimno było. Pól niedzieli przespałam i pojechaliśmy na poprawiny, ale w sumie też długo tam nie siedzieliśmy, bo bratanek płakał, więc po obiedzie zebraliśmy się do domu. Ja mam tak, ze jak gdzieś jestem to się oszczędzam jedzeniowo. I tak wypiłam trochę wódki, zjadłam to i tamto, ale nie tak, żeby napaść się aż wywali brzuch. Nie rozumiem ludzi, którzy idą na wesele i jedzą i jedzą i jedzą...sapią jęczą, że już są pełni, ale jeszcze tego krokieta wcisną w siebie. Łakomstwo rzecz straszna i może nie powinno mnie to dziwić, bo mi też się zdarza, tylko że w domu. Ja jestem domowym obżartuchem a wśród ludzi to pełna kultura. ;)
No ale każdy robi to, co lubi. Komuś może nie odpowiadać to, co robię ja. :)
Miałam czarną spódnicę i bluzkę czarną z beżowymi akcentami ;) i do tego pomalowałam paznokcie na czerwono (ale taki czerwony czerwony), czerwona torebka, założyłam czarne buty na 8cm obcasie (po 6h myślałam, że nogi mi odpadną, bo ja niezwyczajna), pomalowałam się nawet (i co dziwne, z reguły jak sobie pomaluję oczy to po godzinie mam wrażenie, że mam oczy jak pingpongi a tutaj całą noc wytrzymały i nic). Usłyszałam kilka komplementów, więc nie było chyba xle.
Największy problem to brak partnera. Naprawdę. Jak nie ma kółka, to nie ma się z kim bawić, bo wszyscy tańczą ze swoimi partnerkami (pomijam osobników mocno "zawianych", bo to zbyt niebezpieczny sport ;) ). Ogólnie to było fajnie. I tego się trzymam.
Dziś na obiad ugotowałam sobie kaszę jęczmienną. Bo była na weselu. I była taka pyszna, że aż nie wierzyłam, że kasza jęczmienna może taka być. Dzisiaj gotowałam ją na rosole i faktycznie, zupełnie inny smak niż ta gotowana na wodzie. Nie ma porównania. Na weselu był do niej sos grzybowy i takiego sosu też nie jadłam. Pychota. Ale jak dla mnie w domu, to kasza na rosole wystarczy ;)
Muszę w końcu ruszyć wagę, bo nic się nie zmienia. Dobrze, że nie rośnie, tylko trzyma się niej więcej na jednym poziomie. Ale chcę , żeby spadała. Nie musi lecieć na łeb na szyję, tylko spokojnie w dół, w dół, w dół :)
angelisia69
21 września 2015, 14:44;-) no lakomstwo to grzech,lepiej po troszku wszystkiego a nie obzerac sie i miec wyrzuty.Taka kasza napewno smaczniejsza od typowej na wodzie,tak jak robi sie risotto czy kaszotto i tez gotuje w bulionie to ma calkiem inny smak.Kurde na takich obcasach to bym chyba z 1h nie wyrobila :P Podziwiam
rinnelis
25 września 2015, 19:45ja obcasy tylko właśnie na takie wielkie wydarzenia ;D jakiś dobry dzień miałam, że tyle wytrzymałam :)