Niedziela ma do siebie to, że dla mnie zawsze jest leniwa. Najpierw śpię do oporu a nawet mogłabym dłużej, ale to tak głupio wstać w porze obiadowej i dzień wtedy też jest taki krótki. No i miałam sen, po którym już nie bardzo chciałam iść spać z powrotem, bo mimo iż przyjemnym, to po obudzeniu było mi tak strasznie przykro.
Od kilku dni miałam chęć na jajecznicę i dziś właśnie udało mi się ją zrobić. Na maśle., tzn. masło honorowo było obecne i do tego cebula i pomidor i to pod przykrywką szybciutko zmiękło i do tego dwa jajka. Poezja. Może nie najwyższych lotów, bo pomidory kupowane w ogóle nie mają tego smaku, ale jak się nie ma co się lubi...
Później był rosół z makaronem - pół szklanki makaronu, kasza byłaby lepsza, ale bez przesady - najlepsza byłaby woda ;) To było takie moje drugie śniadanie. Na obiad był ryż brązowy z kurczakiem pieczony z selerem i porem (bardziej duszony niż pieczony, bo podlałam wszystko wodą) i kapusta kiszona. Smakowało dobrze, chociaż seler mnie rozczarował - liczyłam, że będzie smaczniejszy, za to por był rewelacyjny (wiadomo - smak podobny do cebuli :D).
I nic słodkiego dziś nie zjadłam. Oczywiście wiem, gdzie w domu znajdują się batoniki czekoladowe i tabliczka białej czekolady, ale gdy o tym nie myślę, to mi się nie chce a gdy pomyślę, to od razu bierze mnie chęć.
Czy ja pisze ciągle o jedzeniu? Gdybym zmobilizowała się do ćwiczeń, to pewnie pisałabym o ćwiczeniach a tak, na razie, pisze o tym w jaki sposób staram się ograniczać kalorie.