Moją ulubioną porą dnia - pod względem jedzenia - jest kolacja. Śniadanie i obiad przelatują nie wiem nawet kiedy a kolacja to czas kiedy już zupełnie na spokojnie, z czystym sercem mogę usiąść i delektować się jedzeniem (może to dziwnie brzmi, w końcu odchudzając się nie powinnam czerpać radości z jedzenia, powinno być ono smutną koniecznością - ok, nie do końca piszę to na serio). I tak wieczorem robię sobie kanapki i je zjadam. I tak jest codziennie, codziennie są to takie same kanapki, ale są tak obłędnie dobre, że nie chcę z nich rezygnować. Dziś to w ogóle późno zjadłam, bo po 21, ale podobno trzeba jeść 3-4 godziny przed spaniem a ja się spać jeszcze nie wybieram ;p
Miałam plan dzisiaj poćwiczyć i w sumie trochę z tego zrobiłam, bo - to pech jakiś - trzasnęło mi na dole pleców (w czasie snu!!!), więc jestem pokrzywieniec. Posmarowałam się maścią śmierdzącą, przeciwbólową i położyłam się na podłodze, by walczyć z bólem, jak się dobrze rozciągnę, to w końcu przechodzi. No i ubrałam się ciepło, bo chyba faktycznie tak mam, że jak zmarznę albo zimno mi w stopy, to później się odzywają plecy - mama też mi to mówi, ale przecież ja wiem lepiej - aż w końcu boli, to wtedy przyznaję jej rację.
Zastanawiam się, czy w poniedziałek się ważyć, czy zaczekać jeszcze tydzień. W końcu to tylko tydzień, czego ja oczekuję? Cudów? Jeśli ograniczyłam jedzenie a tak naprawdę nie ćwiczę, to medalu za spadek wagi raczej nie dostanę. Chyba, że ktoś zna cudotwórcę. ;)
katy-waity
17 stycznia 2015, 22:07tez lubie powtarzac sie z menu - tak ustawiam swoja diete by na kolacje i II sniadanie miec zawsze swoje ulubione kanapki :) ps waga mogla pojsc w dol po tygodniu (chociaz pewnie to woda) dieta w odchuzaniu to 80% sukcesu (jesli nie cale 100%);)
rinnelis
17 stycznia 2015, 22:25ale po dwóch tygodniach będzie ciut więcej w dół - a przynajmniej powinno - więcej powodów do świętowania :D