Jak w temacie. Chodzi o to, że chyba liczę sobie mniej kalorii niż zjadam. Bo mam wrażenie, że mam tyle na talerzu a jak przychodzi do zorientowania się ile to by było, to wychodzi mało - faktem jest, że istnieje różnica między schabowym w panierce a piersią kurczaka, którą posmarowałam musztardą i upiekłam w cebuli (niedługo zamienię się chyba w to warzywo). Zresztą, pożyjemy zobaczymy jak to dalej będzie. Wiem, ze zbliża się czas wzmożonej chęci na słodycze i ogólnie na jedzenie.
A podwieczorek to moja osłoda dnia - jogurt naturalny z uprażonymi owocami - jagody były dobre, jabłka były przepyszne, ale dzisiejsza czarna porzeczka to była masakra. Jakie to było kwaśne i to mimo tego, że dorzuciłam miodu. I jak w przypadku tamtych owoców wolałam gdy na łyżeczce było więcej owoców niż jogurtu, tak dzisiaj jogurt naturalny był taaaaki słodki i pyszny :D
I tak bym już chciała, żeby na ogródku rosły już pomidory i ogórki - te ze sklepu to zupełnie nie jest to.