WiTaM!
Jak nie pisze to jest żle i odstepuje po czesci od diety. Najgorsze sa spotkania ze znajomymi, tu nie umiem sie pochamowac. Zaraz wpadnie jakis chlebek, wedlinka czy cisteczko w ilosciach nie wskazanych. Weekend był bardzo towarzyski.
W piatek - wizyta u Marty i Roberta
W sobote- wyjscie na drinka z Aga ( oczywiscie nie jednego)
W niedziele_ spotkanie ze znajomymi Ania I Pawłem
Poniedzialek- odrabiam to co zjadłam na weekend. Dietkowo okej. Smutne to bo waga miala malec, a jak przychodzi weekend to do gory znowu leci. A ja jak Syzyf znowu tocze ten kamien pod gore. Dlaczego nie umiem sie powstrzymac??? Cwiczen zero od czwartku. Jakas patologia i masakra. Biore byka za rogi i od jutra juz cwicze.
Kurcze, czy tylko ja mam taki problem?? Dziewczyny jak sobie radzicie w weekend?? Bo ja szukam chytrego planu na te zgubne weekendy.