Tak! Nareszcie. Niby spadek nie jest ogromny jak na 1,5 tygodnia ale doceniam. 1,1kg baj, baj!
Skrzętnie realizuję plan, ćwiczę i się nie objadam. Ćwiczę nie tylko cialo ale i silną wolę bo w domu slodyczy pelno (ptasie mleczko!). W zasadzie gdyby do chudnięcia wystarczyla aktywność fizyczna to byloby o wiele latwiej. O wiele.
Wczoraj poszlam na silownie a po niej na zajęcia ze stretchingu. Uwielbiam dziewczynę, która to prowadzi choć przez 50min co środę nas katuje. Widzę jednak, że przynosi to delikatne efekty w postaci lepszej postawy. No i ta satysfakcja kiedy dajesz radę! jasne, że prawdopodobnie z boku wiekszość grupy (w tym ja) wygląda jak polamańcy ale kto by się przejmowal?
Mięśnie i ścięgna palily, pod konień każdemu wierzgaly nogi co powodowalo nie zlość a szczery śmiech wszystkich. Czego chcieć więcej?
Sam fakt podjęcia tej walki o zdrowie i ladną sylwetkę sprawia, że bardziej się kocham i akceptuję. Nie będę ukrywać, że w pomaga mi zachwyt mojego nie-męża ale sama ze sobą czuję się lepiej. Czuję wewnętrzny spokój i aż tak mnie oponka nie irytuje ani bulki na udach. Bo wiem, że za kilka miesięcy wrócę do formy. I to daje ogromną dawkę pozytywnej energii :)
Byle do przodu!
CarrotsGirl
16 listopada 2017, 15:15Spadek jest super! :) Nie ma co narzekać!
Cathwyllt
16 listopada 2017, 12:12Gratuluję :) Jak to mówią, najtrudniejszy pierwszy krok. Ja mam odwrotnie, dietować mogę bez większego problemu, tylko żeby ruszyć tyłek i poćwiczyć jest problem, bo jestem strasznym leniem :D