Od miesiąca jestem na Wyspach, wciąż utrzymuję zapisywanie co jem, w jakich ilościach, liczę kalorie. Mój zeszycik odchudzania jest już porządnie zabazgrany. Nie ważyłam się już ponad miesiąc, nie powiem - strasznie mi z tym dziwnie. Trochę cierpię, trochę bardzo bo nie mam tu jeszcze roweru, a pogoda póki co jest naprawdę sprzyjająca długim przejażdżkom. Miesiąc bez jazdy rowerem, tragedia. Za to pracuję, więc ruchu mam sporo, nie jest tak, że tylko leżę. Ćwiczę z Chodakowską, nie odpuszczam brzuszków i przysiadów. Trochę czuję różnicę. Ale nie tak spektakularną jak bym chciała.
Zmieniłam całkowicie tryb funkcjonowania, a w związku z tym zmieniło się też moje odżywianie. Czuję, że potrzebuję witamin, że sam magnez nie wystarczy, zrobiłam już listę zakupów. Myśląc o witaminach zaczęłam też myśleć o jakimś suplemencie diety, o czymś, co hamowałoby łaknienie albo po prostu wpłynęłoby lepiej na moją cudowną przemianę materii.
Czytam na forach o chromie, l-karnitynie, błonniku i różnych takich. No ale właśnie, jestem w Anglii i muszę się dokładnie tu porozglądać. A może Wy, dziewczyny, mogłybyście mi coś polecić?
sziszazi
2 sierpnia 2013, 20:46Na wyspach jest taki sklep Holland & Barret i tam jest super suplement " Fat Metaboliser" w czerwonym opakowaniu. Zawiera te wszystkie witaminy i bardzo mi pomógł na opanowanie laknienia. Polecam! I pozdrawiam:)
minobreesmi
2 sierpnia 2013, 19:10Ja jestem zawsze za tym by nie łykać prochów, tylko witaminy czerpać z jedzenia, oczywiście zdrowego. Chrom znajdziesz w jajkach, jabłkach. Błonnik to otręby, płatki owsiane, karnitynę masz w wołowinie, baraninie... Nie psuj żołądka prochami, zwłaszcza, że nie wchłaniają się w całości a organizm nie przyswaja dużych dawek witamin z tabletek.